Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

W poszukiwaniu Ducha Świętego

Cannes 2011: relacja trzecia

Kadr z filmu „Habemus Papam” Włocha Nanni Morettiego Kadr z filmu „Habemus Papam” Włocha Nanni Morettiego Cannes 2011 / materiały prasowe
Jerzy Stuhr w kilku udzielonych przed festiwalem wywiadach zapowiadał, że „Habemus Papam” Włocha Nanni Morettiego, w którym gra z werwą papieskiego rzecznika (zabrał za to pochwały w Cannes), nie jest filmem antyreligijnym.
Polityka

Nie jest też karykaturą pontyfikatu Jana Pawła II, tylko krytyką pogrążonej w kryzysie instytucji hierarchicznego Kościoła. I tak jest w istocie. Balansujący między groteską a komedią, ciepłą satyrą a plakatowym skrótem najnowszy film Morettiego rozpoczyna się od dokumentalnych ujęć z pogrzebu JPII. Na placu świętego Piotra powiewają biało-czerwone flagi. Panuje podniosły nastrój, który za chwilę zostaje brutalnie przerwany. Nowo wybrany papież popada w depresję, z przerażenia krzyczy, jest załamany. Zamiast stanąć na balkonie i obwieścić wiernym dobrą nowinę, nie wytrzymuje presji, unika odpowiedzialności, korzysta z porady psychoanalityka. Dochodzi do wniosku, że popełnił życiowy błąd, nie zostając w przeszłości aktorem. Z kaplicy sykstyńskiej ucieka prosto do rzymskiego teatru, gdzie z rozrzewnieniem przysłuchuje się próbom „Mewy” Czechowa, a po drodze poznaje ludzi, jakich wcześniej nie znał.

Poza oczywistą kpiną ze słabości człowieka, który nie przyjmuje narzuconej mu formy i odmawia grania w nie swoim przedstawieniu, „Habemus Papam” uderza przede wszystkim w zamkniętą, napuszoną, bizantyjską strukturę Watykanu, która wbrew pozorom nie skrywa niczego aż tak mocno zatrważającego, o co można by ją podejrzewać. Ani braku pobożności biskupów, ani heretyckiej myśli, ani nawet pedofilii i afer w stylu banku Ambrosiano. Wyniosła, krępująca fasada katolickiego Kościoła blokuje po prostu swobodę działania spragnionym zwykłych przyjemności sługom bożym. Moretti nie wnika głęboko w ciemne strony katolicyzmu, ani w psychologię księży, co jest największą słabością filmu.

Reklama