Ostatnie akordy festiwalu przebiegały pod dyktando Almodovara i reperkusji związanych z uznaniem Larsa von Triera za persona non grata. Spirala absurdu, jakiej doświadczył Duńczyk, przypomina surrealistyczną przypowieść wymyśloną przez Kafkę.
Przejęzyczenie reżysera, a później próbę rozładowania sytuacji na konferencji prasowej uznano za celową prowokację. Newsy, że autor „Melancholii” jest nazistą i rozumie Hitlera błyskawicznie wylądowały na czołówkach we wszystkich mediach. Gdy reżyser oficjalnie przeprosił, organizatorzy potraktowali go jak psa i zabronili zbliżać się do Pałacu festiwalowego. Jeśli więc otrzyma jakąś nagrodę, nie będzie mógł jej nawet odebrać.
Nie wiadomo, czy i w przyszłości zostanie tu kiedykolwiek jeszcze zaproszony. Łatka antysemity niejednemu artyście zrujnowała juz karierę (ostatnio choćby Melowi Gibsonowi). I chociaż von Trier wciąż tłumaczy, ze cała ta paranoja wokół niego wzięła się ze zwykłej niezręczności językowej nikt już nie chce tego słuchać, ani dawać wiary jego wyjaśnieniom. Co dalej nie wiadomo. Cannes doczekało sie wreszcie skandalu, przysparzającego tej imprezie pikanterii, a paradoksalnie, kto wie czy nie pomoże wypromować „Melancholię”.
Krwawy melodramat „La piel que habito” (Skóra, w której żyję) Almodovara to chyba ostatni w konkursie mocny kandydat do głównych nagród. Niezwykła mieszanka horroru, filmowego pastiszu i czarnego humoru, w której pojawiają się te same co zawsze u tego autora składniki: zdrada, morderstwo w afekcie, samotność, zamiana płci, pytania o tożsamość, śmierć. Tym razem jednak hiszpański mistrz dodaje coś specjalnego – konwencję science-fiction. Akcja toczy się w 2012 r.
Reklama