Kultura

Nie bój się wielkich oczu

Gekiga, czyli japońska manga dla dorosłych

Kadr z filmu „Tatsumi”, prezentowanego w Cannes Kadr z filmu „Tatsumi”, prezentowanego w Cannes Festival de Cannes / materiały prasowe
Czym na Zachodzie powieść graficzna, tym dla Japończyków są gekigi – podgatunek mangi, komiksy dla dojrzałego czytelnika. Które z nich wybrać, skoro już wreszcie trafiły do Polski?
„Tatsumi” to adaptacja autobiograficznych opowieści obrazkowych japońskiego artysty Yoshihiro TatsumiegoFestival de Cannes/materiały prasowe „Tatsumi” to adaptacja autobiograficznych opowieści obrazkowych japońskiego artysty Yoshihiro Tatsumiego

Gdy Europejczyk wchodzi do japońskiego sklepu z komiksami, może doznać szoku. Dla Japończyka nie ma tematu, którego nie dałoby się zrealizować w postaci mangi. Przewodniki po sztuce europejskich malarzy? Proszę bardzo. Komiksy dla hazardzistów, uczące konkretnych trików? Żaden problem. Bestsellerowe przygody biegających bochenków chleba? Jak najbardziej. Poza tym Japończycy uwielbiają wędkować, znajdziemy więc kilkudziesięciotomowe, bestsellerowe serie o łowieniu ryb, a także poważne historie dla dorosłych zwane – precyzyjniej – gekiga.

Termin ten oraz ideę, która za nim stoi, wymyślił Yoshihiro Tatsumi. Za chwilę to nazwisko znane będzie w szerszych kręgach, bo na tegorocznym Cannes Eric Khoo zaprezentował pełnometrażową animację „Tatsumi” – adaptację autobiograficznych opowieści obrazkowych tego japońskiego artysty. 76-letni Tatsumi współpracował z Khoo przy produkcji, a warstwa graficzna filmu też wiernie oddaje styl rysunków mistrza gekigi.

Modna manga

Ale i bez filmowego wsparcia japoński komiks sobie radzi. Mangą zarażona jest cała Japonia. W ciągu kilku ostatnich lat obrazkowy wirus z Kraju Kwitnącej Wiśni złapali Amerykanie i Francuzi. Magazyn „Wired” opublikował specjalny raport „Jak manga podbiła USA”, w którym ustalił, że komiksy z Japonii to najszybciej rozwijający się segment na amerykańskim rynku opowieści obrazkowych. Podbój, o którym pisze „Wired”, dokonał się również na innym polu. Dalekowschodni styl graficzny wpłynął na wielu amerykańskich rysowników. Gdy weźmiemy do ręki najnowsze zeszyty z superbohaterami, zauważymy mangową dynamikę postaci, podobną narrację obrazem i kreskę czerpiącą ze Wschodu. Zjawisko to dotknęło też Briana O’Malleya, twórcę słynnej serii „Scott Pilgrim”, która też niedawno została przeniesiona na ekran.

Polityka 23.2011 (2810) z dnia 30.05.2011; Kultura; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie bój się wielkich oczu"
Reklama