Historykom sztuki Braque dostarcza nieocenionego materiału do analiz. Wszak żył długo (81 lat) i pracowicie, tworzył dużo i różnorodnie, a nadto z rozmysłem. Ale dla popularyzatora sztuki nie jest postacią atrakcyjną. Jego życie można by streścić w paru słowach: ożeniony w 1912 r., ciężko ranny na froncie I wojny światowej, kilka razy zmieniał miejsce zamieszkania, zmarł w 1963 r. Ponadto unikał skandali (w odróżnieniu choćby od swego przyjaciela Picassa) tak w życiu, jak i w sztuce, i nawet artystyczne wolty w jego wykonaniu były umiarkowane, łagodne, pozbawione rewolucyjnej nerwowości, tak typowej dla awangardy XX w.
Braque dość oszczędnie korzystał w młodości z dobrodziejstw artystycznego nauczania. Terminowanie u ojca malarza dekoratora, trochę nauki w Szkole Sztuk Pięknych w Hawrze i kursy w paryskiej Academie Humbert – wszystko to trudno nazwać rzetelnym przygotowaniem do zawodu. Ale może i lepiej, że nie wsiąkł w akademickie klimaty, bo pozwoliło mu to zachować świeże, nieskażone edukacją spojrzenie. A że miał naturę chętną raczej do poszukiwań niż przyjmowania zastanych wzorców, świadczą jego wczesne fascynacje. Zaczął od neoimpresjonizmu, który zarzucił już po roku dla dopiero raczkującego fowizmu. Świetnie odnalazł się w stylu „dzikich bestii”, należąc do czołówki jego przedstawicieli. Ale dopiero jego wielki talent w połączeniu z fascynacją Cézanne’em oraz znajomością z Picassem sprawiły, że do historii sztuki przeszedł na stałe i nieodwołalnie.
Było to w 1908 r., zaś powodem unieśmiertelnienia artysty stał się kubizm, kierunek, który – zdaniem historyków sztuki – odmienił malarstwo jak żaden inny od czasów Paola Uccella, który w XV w.