W serialu nie ma szybkiej akcji, strzelanin, bójek, pogoni i spektakularnych wybuchów. Umięśnionych policjantów modeli i napompowanych botoksem policjantek w mini i szpilkach też nie ma. Podobnie jak przestępców dewiantów czy seryjnych morderców grających ze stróżami prawa w skomplikowane gry. Nie ma też zabawnych drugoplanowych bohaterów, rzucających dowcipami znad worka ze zwłokami. Ani spektakularnych romansów. I scen erotycznych. Czym więc „Forbrydelsen” („Dochodzenie”), znany poza Danią pod tytułem „The Killing”, ujął telewidzów w całej Skandynawii, Belgii, Niemczech, Francji, Australii i Wielkiej Brytanii?
Chyba właśnie tym, że jest zaprzeczeniem większości amerykańskich seriali sensacyjnych. Z każdego kadru bije europejskość, a konkretnie najmodniejsza w ostatnich sezonach, nie tylko w dziedzinie kryminału, skandynawskość. Od czasu wielkiego sukcesu trylogii „Millennium” Stiega Larssona (27 mln egzemplarzy sprzedanych na całym świecie) prawdziwy kryminał może się rozgrywać już tylko na północy. Deszcz, odbijające się w kałużach słabe światło ulicznych latarni, szarostalowa poświata, pustkowia, dzikie parki w centrum miasta. Kopenhaga, która jest miejscem akcji „The Killing”, w niczym nie przypomina miasta z folderów reklamowych sponsorowanych przez duńskie Biuro Promocji Turystyki. Żadnych migawek z pięknego starego miasta, żadnych lunchów w knajpkach nad malowniczymi kanałami i rowerzystów śmigających po zadbanych ulicach. Jest chłód, tak dobrze rymujący się ze słynną skandynawską powściągliwością.