Niepokojąca uroda żywiołów
Turner w Krakowie, czyli najważniejsze muzealne wydarzenie 2011
Życiu Turnera towarzyszyło wiele paradoksów, a jego twórczości – wiele kontrowersji. Musiało upłynąć nieco wody w Tamizie, by spodobał się wszystkim i nie budził już tzw. mieszanych uczuć, ale powszechny i bezwarunkowy zachwyt. Pochodzenie społeczne nie ułatwiało mu kariery. Jego ojciec był fryzjerem i perukarzem, co raczej nie inspirowało do sięgania po ołówek. Z matką miał słaby kontakt, a to za sprawą dręczącej ją choroby psychicznej. Uczył się kiepsko i niechętnie (zdaniem słynnego historyka sztuki Herberta Reada, do końca życia był niemal analfabetą), ale w owych czasach szkolne świadectwa nie stanowiły – jak dziś – przepustki do świata sztuki. Liczył się talent, a tego angielskiemu artyście natura nie poskąpiła. Uważni biografowie odnotowali, że pierwszy szkicownik zapełnił Turner mając 8 lat, a jego rysunki zaradny ojciec sprzedawał po 1–3 szylingi, wystawiając w witrynie swojej golarni.
Kto wówczas zainwestował w prace młokosa, mógł spokojnie myśleć o dostatniej starości. Kariera Turnera potoczyła się bowiem błyskawicznie. Mając 14 lat został przyjęty do Royal Academy, a rok później jego pracę dopuszczono do uczelnianej wystawy. Po kolejnych trzech latach sprzedawał już na tyle dużo i drogo, że mógł sobie pozwolić na luksusowe mieszkanie, utrzymywanie ojca i stałej partnerki – wdowy z dwójką dzieci. Książę Bridgewater zapłacił wówczas za jedną z jego prac 250 gwinei, co było już całkiem pokaźną sumą (dygresja: w ubiegłym roku płótno „Nowoczesny Rzym – Campo Vaccino” sprzedano za 45 mln dol.). Nie powinien więc już dziwić fakt, że mając 26 lat został najmłodszym w historii członkiem Akademii Królewskiej, a mając lat 32 – profesorem tejże uczelni.