Justyna Sobolewska: – Jak się pani czuje w nowym mieszkaniu?
Susana Osorio Mrożek: – Myślę coraz więcej o kobietach cygańskich...
Bo one są ciągle w podróży?
Tak. Trudno coś powiedzieć o nowym mieszkaniu, kuchnia nie jest jeszcze gotowa, więc żyjemy jak na kempingu. Zdałam sobie sprawę, że kobiety cygańskie pełnią niezwykle ważną funkcję, są punktem centralnym społeczności, która jest ciągle w drodze. One są ciągle w podróży i utrzymują życie rodzinne oraz tradycję w ruchomym wozie, i to przez stulecia. Udaje im się każdego dnia tworzyć dom nawet wtedy, kiedy akurat uciekają przed policją. Nie wskazuje się ich zazwyczaj jako przykładu dobrej organizacji, ale to właśnie organizacja jest niezbędna, żeby dbać o dom w takiej sytuacji.
Kto jest motorem zmian?
Nie wiem, kto w rodzinie cygańskiej podejmuje decyzję, czy ruszać, czy rozbijać obóz, podejrzewam, że mężczyźni. W naszym wypadku to Sławomir decyduje, gdzie i kiedy się osiedlimy, i zgadzam się z tym całym sercem, ponieważ oswoiłam się z myślą, że to mężczyzna powinien zadbać o dom. Myślę, że kobiety cygańskie mają to samo przekonanie.
Zanim poznała pani Mrożka, też tak często zmieniała pani miejsca pobytu?
Tak, zmieniałam, ale to po prostu była konieczność. Trzeba było pojechać do jednego miasta na studia, do innego do pracy i tak dalej.
Mało wiemy w Polsce o pani życiu przed Mrożkiem. Pochodzi pani z dużej rodziny?
Mój ojciec był inżynierem i pracował przy wydobyciu ropy naftowej, najpierw dla przedsiębiorstw brytyjskich, a potem, po nacjonalizacji, dla meksykańskich.