Najpiękniejsze i najszpetniejsze w architekturze
Konkurs architektoniczny na najpiękniejsze i najbrzydsze budowle w Polsce
Po roku 1989 wszelkie dotychczasowe reguły planowania w przestrzeni publicznej zastąpiono jedną: kto ma gruby portfel, ten decyduje. To dawało nadzieję, że nudną harmonię i szarość peerelowskiej architektury zgrabnie zastąpimy zachodnimi standardami architektury nowoczesnej i eleganckiej. Niestety, tak się nie stało, a kiepski gust estetyczny narodu błyskawicznie przełożył się na kiepskie produkty architektury zamawianej przez pozbawionych dobrego smaku deweloperów, szefów i właścicieli firm, państwowych urzędników. Zamiast architektury wybitnej czy choćby fantazyjnej lub eleganckiej, polskie ulice zalał budowlany kicz i urbanistyczny, groteskowy, pstrokaty chaos.
Większość budynków powstałych w Polsce po 1989 r. jest z architektonicznego punktu widzenia po prostu nieciekawa, banalna, powtarzalna. Neomodernistyczne szklane wieżowce, udające luksus apartamentowce, osławione „całuśne” podmiejskie jednorodzinne pseudodworki, postmodernistyczne, nieuznające żadnego umiaru gmachy. W tym zalewie architektonicznej tandety i przeciętniactwa trafiały się jednak realizacje zdecydowanie odbiegające od średniej. W obie zresztą strony. Z jednej – prawdziwe perełki, oryginalne, wysmakowane, pozwalające z większym optymizmem spojrzeć na otaczającą nas publiczną przestrzeń. I mające szanse na status ikon architektury. A z drugiej strony – wyjątkowe koszmary, stające się ikonami antyestetyki, zaśmiecające ład przestrzenny na wiele dziesięcioleci.
Czytelnikom POLITYKI proponujemy wspólną wycieczkę szlakiem zarówno tych najlepszych, jak i tych najgorszych pomysłów wpływających na wygląd naszych miast.