Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Powrót do źródeł

Rozmowa z Agnieszką Budzińską-Bennett

Agnieszka Budzińska-Bennett urodziła się w Szczecinie i tam ukończyła liceum muzyczne w klasie fortepianu. Studiowała muzykologię w Poznaniu; w tym samym czasie jeździła na kursy śpiewu barokowego do Dartington w Anglii. Agnieszka Budzińska-Bennett urodziła się w Szczecinie i tam ukończyła liceum muzyczne w klasie fortepianu. Studiowała muzykologię w Poznaniu; w tym samym czasie jeździła na kursy śpiewu barokowego do Dartington w Anglii. Jarosław Wagner
O muzyce dawnej, która ma wiele wspólnego z muzyką nową, mówi śpiewaczka i muzykolożka, laureatka Paszportu POLITYKI w kategorii muzyka poważna.
„W muzyce średniowiecznej nie ma śpiewania solowego. A że każdy zespół ma własny profil i charakter, jeden utwór może zaistnieć w bardzo różnych, równie uprawnionych wersjach i jest to wspaniałe pole do dyskusji”.Hans Joerg Zumsteg/materiały prasowe „W muzyce średniowiecznej nie ma śpiewania solowego. A że każdy zespół ma własny profil i charakter, jeden utwór może zaistnieć w bardzo różnych, równie uprawnionych wersjach i jest to wspaniałe pole do dyskusji”.

Dorota Szwarcman: – Kiedy zaczęła pani interesować się muzyką dawną?
Agnieszka Budzińska-Bennett: – Jeszcze w liceum muzycznym w Szczecinie. Byłam pianistką, ale fortepian nie stał się moją miłością. Wydawało mi się natomiast, że śpiewem mogłabym wyrazić więcej niż na klawiaturze. Fanką opery jednak nie byłam, doceniłam ją o wiele później. Spodobał mi się śpiew dawny, tak czysty i klarowny. Urzekło mnie również, że bardzo ważny w nim jest tekst.

Do muzyki średniowiecznej trafiła pani na festiwalach Pieśń Naszych Korzeni w Starym Sączu?
Wcześniej oczywiście słuchałam płyt i nawet coś sobie spisywałam, ponieważ nut nie było. Mam te zeszyty do dziś i widzę teraz w tych zapiskach różne głupoty, ale też ogromne zacięcie. No i rzeczywiście bardzo istotne były wyjazdy do Starego Sącza.

Te festiwale były fantastyczne: nie tylko słuchaliśmy wspaniałych koncertów, ale mieliśmy bezpośredni kontakt z artystami, można było ich dopytać o różne rzeczy. Przyjeżdżali tacy ludzie jak Dominique Vellard czy Benjamin Bagby z nieżyjącą już dziś Barbarą Thornton. Te nazwiska mają wciąż wielką wagę w muzyce średniowiecznej. I wtedy połknęłam ostatecznie bakcyla średniowiecza. Objawieniem był dla mnie „Beowulf” w interpretacji Bagby’ego. Jak wiadomo, ten utwór w formie eposu śpiewanego się nie zachował, istnieje jedynie tekst staro­angielski, i byłam zdumiona, że można w języku wymarłym, który rozumie dziś kilku filologów, przekazać rzecz w sposób tak zrozumiały. Wtedy zdałam sobie sprawę z potęgi słowa, które dociera do słuchacza w bardzo bezpośredni sposób, intelektualny i emocjonalny zarazem.

Polityka 15.2012 (2854) z dnia 11.04.2012; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Powrót do źródeł"
Reklama