Jacek Żakowski: – Co tu się dzieje?
Artur Żmijewski: – Wystawa. Siódme Berlin Biennale.
Ale o co chodzi?
Idea była taka, żeby znaleźć sztukę-niesztukę, mającą potencjał działania naprawdę. Taką, która serio chce coś zrobić.
Wszedłem o 9 rano do głównej sali Kunstwerke, oficjalnej siedziby Biennale. I zza przesłaniających wejście transparentów usłyszałem potężne chrapanie.
Bo oni tam mieszkają. Dzień i noc budują międzynarodówkę nowych ruchów społecznych. Potem rozkładają śpiwory i śpią. A rano dalej działają.
Ruchy Occupy?
I podobne. Z Hiszpanii, Holandii, Niemiec, USA.
To jest sztuka?
Prawdopodobnie nie. Ale sztuka może pomóc w tej sprawie.
To jest Biennale sztuki.
Na pierwszy rzut oka tak właśnie wygląda. Ale w przypadku artystów, których zaprosiliśmy, sztuka to raczej kamuflaż. Wygląda ładnie, jak to sztuka. Choć zawartość tego czegoś, co czyni z niej sztukę, jest niewielka.
Kilka lat temu w manifeście o „stosowanych sztukach społecznych” uznał pan różnice między polityką, nauką, sztuką.
Tak się utarło. W takiej rzeczywistości wyrosłem. Teraz próbujemy te światy zmiksować – ja i moi współkuratorzy: Joanna Warsza i rosyjska grupa Wojna. Na dziedzińcu Kunstwerke leży największy klucz świata. Powiększona kopia prawdziwego klucza, który zabrała ze sobą jedna z palestyńskich rodzin, uciekająca w 1948 r. przed izraelskimi żołnierzami. To symbol Nakby – tragedii palestyńskiej. Dla Palestyńczyków z obozu Aida, którzy go zrobili, to jest wyraz ambicji wolnościowych i żądanie, by respektowano ich ludzkie prawa.