Czasy, kiedy kryminały uważano za „literaturę wagonową”, niezbyt wyrafinowaną rozrywkę czytelniczą, którą nie należy się zbytnio przed nikim chwalić, na szczęście odeszły już w niepamięć. W ostatnich latach to właśnie powieść kryminalna – obok reportażu – jest jedną z najbujniej rozwijających się dziedzin prozy.
Jeśli chodzi o twórczość zagraniczną, niepodzielnie rządzą kryminały ze Skandynawii, co ma swoje dobre i złe strony. W zdecydowanej większości pisarze ze Szwecji, Norwegii czy Finlandii odwołują się do tego samego wzorca z wyraźnymi wątkami polityczno-społecznymi, spopularyzowanego przez Henninga Mankella czy Stiega Larssona, a to sprawia, że ich utwory stają się coraz bardziej przewidywalne. Poza tym wydawcy, chcąc wykorzystać koniunkturę, sięgają już po drugo- czy nawet trzecioligowych autorów, dlatego do masowo pojawiających się kolejnych „królów” i „królowych” skandynawskiego kryminału radziłbym podchodzić z dystansem. My polecamy na tegoroczne lato dwa bez wątpienia pierwszorzędne kryminały ze skandynawskiej półki: „Zaporę” Mankella i „Głos” Arnaldura Indridasona, nazywanego przez krytyków „islandzkim Mankellem”.
W kryminale obcym mamy więc właściwie monokulturę, całkiem inaczej jest w rodzimym. Renesans zapoczątkował tu kryminał retro. Rola Marka Krajewskiego, autora serii powieściowych z Eberhardem Mockiem i Edwardem Popielskim, jest w tym przypadku nie do przecenienia. Kryminał retro wciąż ma u nas świetną markę, co poświadcza chociażby spore zainteresowanie kolejnymi powieściami z cyklów kryminalnych Marcina Wrońskiego (z komisarzem Zygmuntem Maciejewskim i przedwojennym Lublinem w tle), autora choćby „Kina Venus”, które będzie przypomniane w serii „Lato z kryminałem”, czy Pawła Jaszczuka (opisującego przypadki lwowskiego dziennikarza śledczego Jakuba Sterna).