Jesienią 2010 r. przyjęto dla placu Defilad plan miejscowy, który pozwala na jego rozsądną zabudowę. Postępuje też plan wykupu i komasowania prywatnych działek. Ale prawdziwy kawałek miasta, nawet w wariancie optymistycznym (a przecież historia gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej wskazuje raczej na wersję pesymistyczną), pojawi się w tym miejscu za wiele lat. A do tego czasu? Opinie bywają różne. Oto trzy spośród nich.
Marcin Wojciechowski (Grupa M-20): Ludzie głosują nogami i skoro zaakceptowali strefę, to po prostu należy ją zostawić. Przecież już za miesiąc rozpoczyna się olimpiada, a nasi mają spore szanse, np. w siatkówce. Po niej wystarczy iść za ciosem – zaczynają się eliminacje do mistrzostw świata – pierwszy mecz gramy 7 września, następny 11. Oprócz tego koncerty i – do czasu docelowej zabudowy placu – będziemy mieli żywe centrum, taką lokalną wersję sambodromu.
Marlena i Marek Happach (Założyciele Stowarzyszenie ODblokuj): Każde miasto potrzebuje dużej przestrzeni na okolicznościowe spektakle. Francuzi na placu Concorde ustawiali gilotynę, my na placu Defilad organizujemy strefę kibica – co nie zmienia porażającej pustki w dni powszednie.
Warszawskie centrum – żywe czy martwe – w świadomości warszawiaków jest rdzeniem stolicy, a „czas dojazdu do centrum” stał się podstawową miarą czasoprzestrzeni w naszym mieście. Tylko po co tam jeździć? Od czasu, kiedy przekształciliśmy się w „rodzinę z dzieckiem”, nasze potrzeby skierowały się w zupełnie przeciwną stronę. Nas nie interesuje plac Defilad, ale urządzone tereny zieleni i miejska przestrzeń.