Czy istnieje wzorcowy model urzędniczego gabinetu? Chyba nie. Jedni najlepiej się czują w klimatach minimalistycznych, by nic niepotrzebnie nie rozpraszało ich uwagi. Inni – wręcz przeciwnie – wolą bogactwo ozdób i bibelotów, bo dopiero wówczas czują się pewnie, gdy oswoją biurową przestrzeń. Dla jednych ważny jest dostęp do ulubionych książek, są i tacy, którzy wręcz nie mogą pracować bez włączonego telewizora. Bywają urzędnicy, którzy lubią, by goście (lub współpracownicy) także estetycznie poczuli potęgę władzy, ale są i tacy, którzy wręcz demonstracyjnie wysyłają sygnały (stare meble, zgrzebne wyposażenie) o swej skromności i uwielbieniu dla relacji partnerskich.
O informacje poprosiliśmy 41 osób. Od prezydenta RP i premiera przez ministrów i szefów urzędów centralnych po prezydentów największych miast. Interesowało nas przede wszystkim to, co wisi na ścianach ich gabinetów, zakładając, że tam może się mieścić owa emocjonalna czy estetyczna wartość dodana. Odpowiedzi otrzymaliśmy 30, a część pytanych (a raczej ich rzeczników prasowych) potraktowało prośbę niezwykle poważnie, opisując przy okazji z najdrobniejszymi szczegółami całe wyposażenie. W dwóch przypadkach odmówiono nam informacji. W urzędzie prezydenta RP bez podania przyczyny, a w biurze prezesa TVP tłumacząc, że nie ma o czym mówić, bo na ścianach nie ma niczego godnego uwagi. Solidarnie wygląd ścian ujawnili członkowie Rady Ministrów, z premierem na czele (wyłamali się Barbara Kudrycka, Michał Boni i Jarosław Gowin), oraz prezydenci miast.
Ściany symboliczne
Zacznijmy od symboli. Oczywiście nikt nie zapomniał o wymienieniu godła Polski. Niekiedy z bardziej szczegółową informacją o lokalizacji (za biurkiem, nad wejściem) lub aspektach technologicznych (gobelin, na szkle, z brązu).