1. Swans, The Seer (The Young God Records). Gargantuiczny album, nagrany po 30 latach od założenia tej chłodnej, alternatywno-rockowej formacji z Nowego Jorku – i trafiony w punkt. Hałaśliwy, intensywny, ponury i poruszający niczym najlepsze nagrania tej grupy z przeszłości.
2. Grizzly Bear, Shields (Warp). Trochę rocka spod znaku Radiohead, trochę folku spod znaku Fleet Foxes. Świetny młody zespół z serca hipsterskiego Brooklynu nagrał najlepszy, najdojrzalszy album.
3. Tame Impala, Lonerism (Modular). Australijczyk Kevin Parker – kompozytor, aranżer oraz producent – to jedna z postaci ubiegłego roku. Jego muzyka to wciąż wypadkowa Beatlesowskiej i Floydowskiej psychodelii, słychać tu również brzmienia The Flaming Lips i MGMT.
4. Godspeed You! Black Emperor, Allelujah! Don’t Bend! Ascend! (Constellation). Oczekiwana przez 10 lat, nowa płyta GY!BE potwierdza tylko precyzję, determinację i instynkt artystyczny tego czołowego kanadyjskiego zespołu postrockowego.
5. Can, The Lost Tapes (Mute). Niby to stare nagrania, ale przez lata nieznane. Otwarte niniejszym archiwum jednego z największych zespołów niemieckiej sceny rockowej lat 70. okazało się zaskakująco wysokiej jakości.
6. Flying Lotus, Until the Quiet Comes (Warp). Po wymagającej, szalonej płycie „Cosmogramma”, Steven Ellison nagrał album zaskakująco delikatny, urzekający w warstwie wokalnej, znów wykorzystujący jazzowe pomysły, ale w inny sposób niż poprzednio mieszający je z nowoczesną oprawą elektroniczną.
7. Fiona Apple, The Idler Wheel Is Wiser Than the Driver of the Screw and Whipping Cords Will Serve You More Than Ropes Will Ever Do (Epic).