Dla wielu aktorów emerytów szansą na przedłużenie albo odświeżenie kariery okazały się liczne telenowele i seriale obyczajowe, bazujące na mitycznej już dziś, żyjącej blisko siebie, wielopokoleniowej rodzinie, z dziadkami, rodzicami i wnukami. Wielu zapragnęło pójść w ślady 86-letniego Witolda Pyrkosza i o 11 lat młodszej Teresy Lipowskiej, grających od 2000 r. nestorów rodu Mostowiaków w tasiemcu „M jak miłość”. Swego czasu wizja telewizyjnej popularności skusiła do powrotu do zawodu nawet Andrzeja Łapickiego. Są jeszcze komedie romantyczne, w których czasem uda się zagrać jakiegoś szalonego dziadka czy zwariowaną ciotkę. Święta aktorskie w postaci filmu ważnego, z dużą albo chociaż znaczącą rolą, zdarzają się – jak to święta – rzadko. Choć ostatnio jednak, w czasie mody na pamięć, tradycję i historię, jakby częściej.
Najświeższym i najgłośniejszym przykładem kina historycznego jest nawiązujące do pogromu Żydów w Jedwabnem „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego. Rzecznikiem filmu – przypominającego, że polska historia to nie czytanka dla grzecznych dzieci i obok czynów chwalebnych, walki za wolność waszą i naszą, są w niej zapisane występki haniebne, wśród nich mordowanie żydowskich sąsiadów – stał się Maciej Stuhr, grający jednego z głównych bohaterów. Jednak najbardziej przejmująco, zarówno w filmie, jak i w późniejszych wywiadach, zabrzmiał głos Roberta Rogalskiego, grającego uczestnika mordu na Żydach. Urodzony w 1920 r. aktor był świadkiem likwidacji siedleckiego getta. Obok Rogalskiego ważne role świadków historii zagrali w filmie Pasikowskiego także 97-letnia Danuta Szaflarska i 82-letni Ryszard Ronczewski, oboje zresztą aktorzy wciąż czynni, a nawet bardzo zajęci.
Niejako w odpowiedzi na „Pokłosie” pojawił się pomysł filmu o „Smoleńsku”, a wraz z nim typowanie, kto miałby się wcielić w postać Lecha Kaczyńskiego.