O zamiłowaniach plastycznych Tolkiena wspominali już jego biografowie, kilka informacji pojawiło się także w zbiorach jego listów. Jednak książka „Hobbit w malarstwie i grafice J.R.R. Tolkiena” (wydawnictwo Amber) jest pierwszym opracowaniem wydanym po polsku gruntownie analizującym dorobek ilustratorski pisarza. Jej autorzy, Wayne G. Hammond i Christina Sculi po raz pierwszy zajęli się artystycznymi ambicjami twórcy „Hobbita" już w latach 90., wydając książkę „J.R.R Tolkien: Artist&Illustrators” zbierającą w jednym tomie jego projekty map, obwolut do własnych książek, rysunków i akwareli. A było ich całkiem sporo, bo rysował właściwie od dziecka i nigdy tego hobby nie porzucił.
Jak sugeruje Humphrey Carpenter w biografii „Mistrz i wizjoner”, zamiłowanie do rysunku i kaligrafii odziedziczył najprawdopodobniej po przodkach od strony matki, ponieważ część z nich była grawerami i rytownikami. Dziadek Tolkiena bawił się z nim w następujący sposób: „Czasami brał kartkę papieru i pióro z wyjątkowo cienką stalówką, obrysowywał sześciopensówkę i tak do powstałego okręgu wpisywał kaligraficznym pismem cały tekst modlitwy pańskiej” – czytamy w książce Carpentera.
Od książki obrazkowej do Hobbita
Był ogromnym fanem Arthura Rackhama, słynnego ilustratora Baśni Braci Grimm i utworów Szekspira. To od niego uczył się rysowania natury, w szczególności drzew. I o ile rysowanie przyrody czy sporządzanie map wychodziło mu naprawdę nieźle, kompletnie nie radził sobie z przedstawianiem postaci, i prace zawarte w albumie Hammonda i Sculi doskonale to pokazują. Zresztą sam Tolkien miał tego świadomość.