Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

168-godzinny tydzień pracy

Rozmowa z Kraftwerk – tylko na POLITYKA.PL

Ralf Hutter z zespołu Kraftwerk Ralf Hutter z zespołu Kraftwerk Miroslav Bolek / CC by 3.0 / Wikipedia
Technologii zabrało sporo czasu, by dogonić Kraftwerk – mówi Ralf Hütter, lider legendarnej grupy, która w piątek 28 czerwca wystąpi na Malta Festival Poznań.

Mariusz Herma: Kameralne występy w londyńskim Tate Modern czy nowojorskim Museum of Modern Art, a w międzyczasie koncerty na wielkich stadionach dla nastolatków. Kraftwerk ma dwie oddzielne kariery?

Ralf Hütter: - Jeśli znasz naszą historię, to wiesz, że właśnie zatoczyła koło. Pod koniec lat 60. obracaliśmy się w kręgach artystycznych, bo w Niemczech nie istniała scena muzyczna jako taka – przynajmniej na kształt tej amerykańskiej czy brytyjskiej. Wszyscy nasi znajomi wywodzili się ze świata sztuki. Jedni malowali, inni fotografowali, do muzyki podchodzono bardzo wizualnie. Sam studiowałem architekturę. Tak wygląda nasz kulturalny rodowód. Kiedy w 1970 roku zakładaliśmy studio Kling Klang, było dla nas oczywiste, że prócz dźwięków powstawać w nim będą również nasze okładki i inne grafiki. Kiedy szukaliśmy z kolei miejsca na koncert, równie często padało na muzea i galerie sztuki, co na kluby studenckie czy jazzowe. Byliśmy małym niemieckim ansamblem artystycznym, niespecjalnie kojarzonym ze światem muzyki. Dopiero po sukcesie „Autobahn” wkroczyliśmy w świat rocka – od razu anglosaskiego.

A więc nie zespół muzyczny, lecz grupa artystyczna?

„Multimedialna” to chyba najlepsze określenie. Kojarzy się z mediami elektronicznymi, które są naszą domeną. Ograniczenie się tylko do kreacji dźwięku byłoby dla nas... zwyczajnie nudne. Podobnie jak odbiorcy, sami potrzebujemy urozmaicenia. I tak było zawsze. Gdy spojrzy się z tej perspektywy na nasze występy w Tate czy MoMA, okażą się one zupełnie naturalne. Przypomnienie muzyki Kraftwerk w kontekście sztuki współczesnej to umieszczenie jej na powrót w otoczeniu, z którego się wywodzi.

Reklama