Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Rozmowa z Zeruyą Shalev, jedną z najbardziej znanych izraelskich pisarek

Zeruya Shalev Zeruya Shalev Paolo Woods/Anzenberger / Forum
Ma za sobą nieudany debiut i wielki sukces kolejnych powieści, które zapewniły jej światowy rozgłos. Dziewięć lat temu przeżyła atak palestyńskiego terrorysty. Nowa książka Zeruyi Shalev właśnie pojawiła się w polskich księgarniach.

***

"Powieść Shalev wpisuje się w nurt wielkich powieści o dojrzewaniu, tylko tutaj dojrzewanie dokonuje się dopiero w obliczu śmierci. Shalev mistrzowsko buduje duszne sytuacje bez wyjścia, prowadzi nas przez piekło, po to jednak, by pokazać cienkie nitki łączące bliskich ludzi" - pisze w recenzji najnowszej książki Zeruyi Shalev "Co nam zostało" Justyna Sobolewska. Recenzja ukaże się w następnym, 27 numerze POLITYKI, w kioskach od środy 3 lipca.

***

Agnieszka Zagner: – 29 stycznia 2004 r. to był tamten zły dzień. Wie pani, jak nazywał się zamachowiec?
Zeruya Shalev: Nie wiem, wiem tylko, że był palestyńskim policjantem.

Ali Jusuf Dżaara. Miał 24 lata, stał na tyle dziewiętnastki i tuż przed 9 rano odpalił bombę, gdy autobus przejeżdżał obok skrzyżowania Derech Gaza i Arlozorov w Jerozolimie. W miejscu, obok którego pani przechodziła.
Nie wiedziałam. Zwykle o zamachowcach czytamy w gazetach, gdzie podawane są nazwiska ofiar i zamachowców, tyle że ja wtedy byłam w szpitalu, miałam zmiażdżone kolano, dlatego wyjątkowo tego nie śledziłam.

Co pani pamięta z tamtego dnia?
Tego dnia odprowadziłam syna do przedszkola i zastanawiałam się, którą drogę wybrać. Taka kalkulacja była częścią tamtego życia. Wtedy, w czasie drugiej intifady w Jerozolimie i w innych miastach było dość niespokojnie, było sporo ataków terrorystycznych. Czułam, że coś może się stać, to po prostu wisiało w powietrzu. Tak jak ostatnio, gdy udzielałam wywiadu w kawiarni Moment w przeddzień zamachu na to miejsce. Zadzwoniła do mnie mama i powiedziała, że natychmiast mam stamtąd wyjść. Rozmawiałam ze szwajcarską dziennikarką, oczywiście nie wyszłam. A następnego dnia tej kawiarni już nie było.

Reklama