Wielki jubileusz Johna Zorna, legendy świata muzycznego, będziemy święcić jako czwarte miasto w Europie 15 lipca na Warsaw Summer Jazz Days. Z trzymiesięcznym wyprzedzeniem, bo 60 urodziny Zorna przypadają dokładnie na 2 września. Przed Warszawą koncerty pod szyldem ZORN @60 odbędą się w Londynie, Rotterdamie i Gandawie.
Poznaliśmy już wiele jego twarzy. Na festiwalu Warszawska Jesień w 1992 r. Kronos Quartet wykonał dwa jego utwory: „Cat O’Nine Tails” i „The Dead Man” (ten ostatni przedstawił sam 10 lat później w Katowicach na festiwalu Ars Cameralis Silesia Superioris). Na Warsaw Summer Jazz Days Zorn z różnymi zespołami występował już pięć razy; ponadto w Poznaniu na inauguracji festiwalu Tzadik (nazwanym od jego firmy płytowej) i w Lublinie na festiwalu Kody. W Warszawie dwa razy był to tzw. Zorn Fest, forma koncertów, jaką stosuje w miarę możliwości: trzy różne formacje jednego wieczoru. Tym razem będzie ich aż siedem. Tak różnorodnych, jak różnorodna jest muzyka Zorna.
W młodości słuchał właściwie wszystkiego, ale do dziś podkreśla, że ważna dla niego była muzyka awangardowa: ta z lat 60., jak Karlheinza Stockhausena czy Mauricia Kagla, i ta wcześniejsza, jak Edgara Varèse’a i Charlesa Ivesa. Fascynował się też twórczością Igora Strawińskiego. Ale wielki wpływ wywarła nań również muzyka Carla Stallinga do kreskówek. W tym czasie grał już także jazz na saksofonie.
Swoją ulubioną technikę tworzenia muzyki z momentów-segmentów wywodzi od tzw. Momentform stosowanej przez Stockhausena, a także od Strawińskiego, ale i od muzyki filmowej Stallinga (sam zresztą jest bardzo płodnym twórcą ścieżek dźwiękowych).