Zmarły w 2006 r., tworzący od końca lat 50. we Francji reżyser był przez długie lata w Polsce twórcą „źle obecnym”, często pomijanym w dystrybucji (z wyjątkiem epizodu z początku lat 90., kiedy w kinach pojawiły się „Opowieści niemoralne” i „Bestia”), literaturze i krytyce. Z jednej strony doceniano jego niesłychane znaczenie dla rozwoju animacji – bez surrealistycznych, nowatorskich filmów Borowczyka: „Domu” (zrealizowanego wspólnie z Janem Lenicą), „Gier aniołów”, „Astronautów” nie byłoby wszak Gilliama i Švankmajera. Z drugiej jednak, towarzyszyła mu łatka twórcy nie dość poważnego i skandalisty.
Roman Gutek w minieseju opublikowanym przy okazji tegorocznej retrospektywy przypomina aurę sensacji, jaka towarzyszyła pokazom fabularnych produkcji Borowczyka w warszawskich Hybrydach na początku lat 80. Libertyńska śmiałość, która wybiła się na pierwszy plan od czasu „Opowieści niemoralnych”, przesłoniła w powszechnym odbiorze inne zasługi Borowczyka. Jakby zapomniano porażającą wymowę oszczędnej krótkometrażówki „Rosalie” czy powściągliwą i kunsztowną „Blanche”, luźną adaptację „Mazepy” Słowackiego.
W obu filmach tytułowe role zagrała żona reżysera, Ligia, której portret – a czasem też autorskie rysunki – widzimy również w animacjach. Bez jej udziału: ról aktorskich, rysunku, przekładów literackich prób męża, nie sposób zrozumieć Borowczyka. Ich długie wspólne życie (poznali się w roku 1947) jest opowieścią o osobistej bliskości, która napędza twórczość, i odwrotnie.
Brytyjski łącznik
Za program sekcji Nowych Horyzontów poświęconej Borowczykowi odpowiada Daniel Bird, mieszkający w Warszawie brytyjski krytyk filmowy i reżyser filmów dokumentalnych.