Oficjalnie ten utwór w chwili śmierci kompozytora nie istniał. Jednak już wiadomo: 12 kwietnia w londyńskiej Royal Festival Hall odbędzie się prawykonanie IV Symfonii Henryka Mikołaja Góreckiego. Czy jej popularność dorówna tej, jaka stała się udziałem poprzedniej – pamiętnej „Symfonii pieśni żałosnych”? Losy największego „przeboju” Góreckiego były zresztą dziwne. Gdy III Symfonia, napisana w 1976 r., została rok później wykonana po raz pierwszy na festiwalu w Royan we Francji, a potem na Warszawskiej Jesieni, nie spotkała się ze zrozumieniem. Francuskie recenzje były druzgocące; wśród polskich krytyków jedni wpadli w zachwyt, inni odmawiali temu dziełu miana muzyki współczesnej i zarzucali kompozytorowi brak inwencji.
Dopiero w 1992 r. nagranie symfonii zdobyło szturmem brytyjskie i amerykańskie listy bestsellerów, a kompozytor mógł triumfować. „Wiedziałem, co napisałem” – mówił po latach. Przez ten czas pisał formy mniejsze, wyjątkiem było „Beatus vir” (1979 r.), zamówione jeszcze przez kardynała Karola Wojtyłę, a wykonane podczas wizyty Jana Pawła II w Polsce. Ale po sukcesie III Symfonii Górecki niemal całkiem zamilkł. Nawet III Kwartet smyczkowy – napisany, jak poprzednie dwa, dla Kronos Quartet – trzymał przez dekadę w szufladzie.
Przez ostatnich parę lat życia ciężko chorował i nie mógł już komponować. Pozostawił więc w naszej pamięci obraz twórcy, który powiedział coś bardzo ważnego i postanowił nie dopowiadać więcej.
A jednak było inaczej.
Symfonia dla czterech miast
Zbliżał się Rok Chopinowski 2010.