Janusz Wróblewski: – 17-letnia bohaterka „Młodej i pięknej” decyduje się uprawiać seks za pieniądze, choć ma bogatych, dobrze wykształconych rodziców. Dlaczego to robi?
François Ozon: – Nakręciłem film, żeby przeciwstawić się coraz powszechniejszej, szczególnie w kinie francuskim, tendencji do idealizowania okresu dojrzewania. Dla mnie był on koszmarem. Mam bardzo złe wspomnienia i chciałem dać temu wyraz. Czułem się zagubiony, bezradny wobec zmian, jakie zachodziły w moim organizmie. Oczekiwałem szczerości, zwłaszcza od rodziców, a miałem wrażenie, że otacza mnie ściana kłamstwa, że jestem traktowany jak nieświadome niczego dziecko.
Jest jednak różnica między zrobieniem filmu o trudnym dzieciństwie a pokazaniem zagubienia młodej dziewczyny, której wydaje się, że prostytucja to nic złego.
Kino musi przełamywać bariery, jeśli chce pozostać interesujące. Zdaję sobie sprawę, że sprzedawanie się nastolatki o urodzie modelki, pochodzącej z dobrego, inteligenckiego domu, jest czymś niezrozumiałym, wręcz szokującym. Mogłem wybrać inny rodzaj buntu, czy – jak pan powiedział – zagubienia. Opowiedzieć na przykład o uzależnieniu od narkotyków, anoreksji, skłonnościach samobójczych. W młodym wieku człowiek sam stara się rozwiązywać swoje intymne problemy. Eksperymentuje, nie wiedząc, co jest naprawdę groźne. Frustracja, gniew, depresja muszą znaleźć gdzieś ujście. Dziewczyny często decydują się właśnie na przygodny seks.
Tak po prostu?
One nie mają świadomości, że robią coś złego. Wydaje im się, że koszty psychiczne są żadne, że zachowają niewinność.