Czy można powiedzieć jeszcze coś nowego o konflikcie izraelsko-palestyńskim? Guy Delisle w „Kronikach Jerozolimskich” (Kultura Gniewu) udowadnia, że można przynajmniej spróbować zmienić ton i poszukać nowego sposobu postrzegania bliskowschodniego węzła gordyjskiego. Delisle, ojciec dwójki dzieci i mąż lekarki pracującej dla Lekarzy bez Granic, pokazuje, jak wielka polityka wpływa na codzienne życie zwykłych ludzi różnych wyznań i narodowości: zarówno miejscowych, jak i przybyszów z Zachodu pracujących dla organizacji pozarządowych. Autor, podobnie jak we wcześniejszych komiksach poświęconych Korei czy Birmie, udowadnia, że ma nosa do pozornie nieistotnych szczegółów, zjawisk i paradoksów, które składają się na spójny obraz państwa ze społeczeństwem podzielonym niewidzialnymi granicami.
Ocena: 5/6
*
Społeczne problemy, co prawda w mniejszej skali, pokazuje również Lewis Trondheim w swojej serii „Ralph Azham” (Timof Comics). Żeby rzecz była mniej łopatologiczna i oczywista, posługuje się w tym celu konwencją fantasy. Cykl opowiada o przygodach tytułowego bohatera, który ma niezwykły dar dzieciowidztwa (odgaduje, kto jest w ciąży), co w rodzinnej miejscowości nie przysparza mu zbyt wielu przyjaciół. Do tego nie potrafi trzymać języka za zębami i jest inteligentny, odgrywa więc rolę wioskowego wyrzutka. Trondheim za pomocą lekkiej, klarownej kreski i gorzkiego poczucia humoru punktuje ludzką hipokryzję, cynizm i mechanizmy wykluczenia. I nie potrzebuje do tego wielkich słów.
Ocena: 4/6
*
Także „Noe” (SQN) to seria w fantastycznej konwencji. Na jej podstawie został zrealizowany film, który trafi do polskich kin w marcu, jednak komiks jest raczej jego antyreklamą. Darren Aronofsky (wspierany przez Ari Handela) nie sprawdza się w roli scenarzysty komiksowego. O ile pierwszy tom dawał jeszcze nadzieję, że seria może być zaskakująca, drugi skręca w kierunku grzecznego, bezpiecznego i, niestety, patetycznego powtórzenia biblijnej historii, tyle że z ciekawszym sztafażem. W kinie nadrobi się to efektami specjalnymi. W komiksie rysunek Niko Chenrichona nie wystarczy, by zamaskować mankamenty fabularne – jest również poprawny i przekombinowany komputerowymi efektami kolorysty.
Ocena: 3/6
*