„Przeczytałem wszystko. Jej świat był tak fantastyczny, że całkowicie mnie pochłonął” – tak duński reżyser Lars von Trier komplementował Tove Jansson w jednym z wywiadów. Początkowo zaskoczyło go pytanie, czy genezy jego „Melancholii” – dwugodzinnej relacji z oczekiwania na zderzenie Ziemi z inną planetą – wolno doszukiwać się w książce „Kometa nad Doliną Muminków”. Po chwili przyznał jednak, że coś ewidentnie jest na rzeczy.
Gdy dziennikarz począł wyliczać kolejne podobieństwa, chociażby pomiędzy postaciami z filmu Triera a mieszkańcami Doliny, reżyser podniósł ręce do góry w geście kapitulacji. Ale zaraz dodał: „Świadomie lub nie, artyści zawsze kradną swoje pomysły od innych. Wydaje mi się, że kraść je od Jansson to całkiem dobry pomysł”.
Według legendy pomysł na serię książek o „krągłych, apatycznych, leniwych i sennych” istotach – jak pisał krytyk „New York Timesa” – Jansson skradła wujkowi. Za młodu miał ją straszyć trollami myszkującymi po zmroku w domowej spiżarni. Sama Jansson twierdziła jednak, że do wejścia w „naiwny i niewinny” świat Muminków skłoniły ją ponure lata II wojny światowej.
Pierwszą opowieść o „Małych trollach i dużej powodzi” napisała już w 1939 roku, ale ukazała się ona dopiero tuż przed kapitulacją Niemiec. Wydana rok później „Kometa nad Doliną Muminków” przyniosła jej sławę w ojczystej Finlandii, a już w latach 60. cała Skandynawia i kilka innych krajów europejskich przeżywało tzw. boom muminkowy.
„Projektowałam już fototapety, lalki, naczynia, czekolady, świece, ubrania, zasłony, ręczniki, długopisy, płyty, biżuterię, pocztówki” – wspominała Jansson w 1963 roku.