„Nie wygląda, jakby przeszła operację plastyczną. Wygląda, jakby pożyczyła czyjąś twarz”. „Smutne”. „Mój mózg przeżywa katusze…”. „Prawdziwą twarz sprzedała pewnie na ebayu”. „Zawodowe samobójstwo”. „Mark [filmowy partner] by jej nie rozpoznał”. „Nawet niedowidzący mężczyzna jadący na pędzącym koniu zobaczyłby różnicę”. Tak na odświeżony wizerunek 45-letniej Renée Zellweger reagują internauci. Jeden z nich słusznie zresztą zauważył, że fala komentarzy – która wezbrała po opublikowaniu aktualnych zdjęć aktorki – to raczej rodzaj (poznawczego) szoku niż jednoznacznej krytyki.
Sama Zellweger robi – nomen omen – dobrą minę do złej gry. – Cieszę się, że ludzie sądzą, że wyglądam inaczej! Prowadzę teraz inne życie, jestem szczęśliwa, spełniona i podekscytowana, że te zmiany są widoczne – tłumaczy na łamach magazynu „People”. – Ponieważ strzegę swojej prywatności, ludzie sami węszą wokół jakiejś nikczemnie wymyślonej prawdy, która tak naprawdę nie istnieje. Eksperci mają na ten temat inne zdanie. Dr Alex Karidis z London’s Karaidis Clinic wylicza: lifting oczu, botoks, terapia ultradźwiękami... Tylko tak, jego zdaniem, da się wytłumaczyć zmiany, której w niej przez lata zaszły.
Zellweger na publiczny osąd wystawiła się w ostatni poniedziałek – wzięła udział w gali wręczenia nagród magazynu „Elle” w Beverly Hills. Sprawę odnotowały chyba wszystkie poważne (i poważane) serwisy. O co tyle szumu?
Chirurgii plastycznej zaufało wielu. Znawcy tematu wymieniają jednym tchem: Meg Ryan, Lara Flynn Boyle i Melanie Griffith.