Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Dzikie hordy – billboardy

W Grenoble postanowiono pozbyć się wszelkich reklam z miasta

Archangel12 / Flickr CC by 2.0
Taka informacja pobudza wyobraźnię i natychmiast rodzi pytanie: a czy my nie moglibyśmy tak zrobić w polskich miastach?

Pamiętam, jak jakieś dziesięć lat temu austriacki artysta Gregor Graf, w ramach artystycznego stypendium w stolicy, postanowił oczyścić Warszawę z grubego kożucha reklam, billboardów, afiszy i informacyjnych tablic.

Nie, nie dosłownie, bo na takiej pracy poległby i sam Herkules. Ale w cyklu zdjęć z centrum miasta komputerowo wymazał wszystkie „kolorowe nośniki”. Jakżeż pięknie, świeżo i elegancko wyglądała tak oczyszczona Warszawa.

Zróbmy sobie Grenoble! – chciałoby się krzyknąć. Otóż, mówiąc brutalnie, nie ma na co liczyć. I zaraz wytłumaczę dlaczego.

Przede wszystkim nie wszystko wiemy o francuskim projekcie, ponad to, że w przestrzeni należącej do miasta nie przedłuży się umów z operatorami powierzchni reklamowej. Co jednak z terenami prywatnymi? O tym cisza. Niewykluczone więc, że reklam będzie mniej, ale nie znikną one całkowicie.

Praktycznie jedynym miastem na świecie, któremu udało się pozbyć reklam całkowicie, było Sao Paolo. Niestety, miasto przetrwało bez kolorowej zarazy zaledwie pięć lat.

A teraz Polska. I my mamy jeden światły przykład: Stare Miasto i okolice Wawelu w Krakowie. Posłużono się tam poniekąd podstępem, ogłaszając na tym obszarze tzw. park kulturowy, który jako jedyny daje praktyczne narzędzia prawne, by pozbyć się reklam. A mimo tego była to paroletnia droga przez mękę, okupiona setkami sporów, awantur, akcji administracyjnych. Jak na razie „nowe nie wraca”. Na szczęście.

Pomimo licznych i gromkich głosów oburzenia, padających także z ust włodarzy miast, w Polsce nic się nie zmienia i raczej nie zmieni. Dlaczego? Po pierwsze winne prawo, które daje bardzo ograniczone możliwości porządkowania przestrzeni miasta, szczególnie gdy należy do prywatnych właścicieli.

Reklama