Około 800 Polaków zapragnęło w czerwcu zostać żywymi trupami. I to nie tylko na chwilę, w dorocznym pochodzie Zombie Walk, ale już na zawsze – tak by ich nazwiska zostały utrwalone w odpowiedniej księdze. Tylu bowiem zgłosiło się na wezwanie pisarza Roberta J. Szmidta, gdy ogłosił na Facebooku konkurs, w którym jego czytelnicy zostaną uwiecznieni w jego nowej powieści „Szczury Wrocławia”. Z tego cztery osoby (trzech mężczyzn i jedna kobieta) zostały wylosowane w lipcu jako główni bohaterowie, zaś następne nazwiska ogłaszane są na listach, zaopatrzonych w nagłówki o przykładowym brzmieniu jak ten do wpisu z 29 września: „UWAGA! To nie jest lista nowo wylosowanych ochotników tylko spis ofiar z rozdziału pierwszego! (…) Rozdział pierwszy zapaskudzili swoją krwią i flakami następujący ochotnicy...”.
Uważaj na mutanta
Punktem wyjścia akcji „Szczurów Wrocławia” ma być autentyczne wydarzenie historyczne – wybuch epidemii ospy we Wrocławiu w 1963 r., zaś zarażone osoby będą przekształcać się w zombie. 52-letni obecnie Szmidt to klasyk – tłumacz, wieloletni szef nieistniejącego już miesięcznika „Science Fiction”, a przede wszystkim pierwszej umieszczonej w naszych realiach pełnowymiarowej powieści postapokaliptycznej.
Co prawda pierwszą polską powieść przedstawiającą Europę po wojnie atomowej napisał najprawdopodobniej... Jan Dobraczyński (tematem tej książki, zatytułowanej „Wyczerpać morze”, a wydanej w 1961 r., był problem sukcesji apostolskiej po śmierci zgromadzonych w Rzymie na konklawe kardynałów), jednak to Szmidt opublikował 11 lat temu „Apokalipsę według pana Jana”, w której opisał życie niedobitków nuklearnej zagłady, radzących sobie jakoś w ruinach konkretnego polskiego miasta – Wrocławia.