Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Szukałam idealnej maczety

Gaja Grzegorzewska o ciemnych stronach pracy pisarza kryminałów

Gaja Grzegorzewska (ur. 1980 r.) – laureatka Nagrody Wielkiego Kalibru. Ostatnio wydała „Betonowy pałac”, najodważniejszą powieść w swoim dorobku. Gaja Grzegorzewska (ur. 1980 r.) – laureatka Nagrody Wielkiego Kalibru. Ostatnio wydała „Betonowy pałac”, najodważniejszą powieść w swoim dorobku. Jacek Kołodziejski
Rozmowa z autorką kryminałów Gają Grzegorzewską o nakładaniu się świata realnego i fikcji, o zniszczonym kręgosłupie i innych ciemnych stronach pracy pisarza.
materiały prasowe

Julia Łapińska: – Słyszałam, że wcale nie marzyła pani o karierze pisarki.
Gaja Grzegorzewska: – Gdy byłam dzieckiem, chciałam zostać kierowcą tira, potem architektem. W końcu poszłam na filmoznawstwo. Długo myślałam o reżyserii, ale wszyscy mówili mi, że jestem zbyt nieśmiała.

Podeszła pani do egzaminów na reżyserię?
I nie dostałam się. Wtedy pomyślałam, że łatwiej będzie mi napisać książkę. Tam będę tylko ja i historia w mojej głowie, którą wystarczy przenieść na papier. Nie będę musiała panować nad całą ekipą ludzi i różnymi technicznymi aspektami zawodu reżysera. Ani nic organizować, bo tego nie znoszę i jestem w tym beznadziejna. A jednak gdy piszę, to bywam trochę reżyserem, który kieruje grupą ludzi. Tyle że są to postaci fikcyjne.

W „Betonowym pałacu” bohaterem jest mężczyzna. Żeby tak dobrze oddać jego emocje, i to jeszcze w narracji pierwszoosobowej, musiała pani chyba wejść w jego skórę?
Przez tę pierwszoosobową narrację momentami czułam się jak aktor, który przyjmuje cechy postaci, w jaką się wciela. W dniu, w którym skończyłam tę książkę i już odesłałam ją do wydawcy, umówiłam się w mieście ze znajomymi. Do knajpy, w której siedzieliśmy, weszło trzech postawnych kolesiów. Wyglądali jak książęta cygańscy. Cali byli obwieszeni złotem, mieli jakieś dziwne wielkie futrzane czapy i kolorowe, błyszczące puchówki. Gdy przechodziłam obok nich, jeden złapał mnie za tyłek. Odwróciłam się i pchnęłam go w klatkę piersiową. Raz i drugi. A potem zaczęłam do niego dymić jak chłop, który rozwiązuje zatargi za pomocą mordobicia.

Polityka 2.2015 (2991) z dnia 06.01.2015; Kultura; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Szukałam idealnej maczety"
Reklama