Kultura

Śmierć tłumacza

Translatorskie dzieło Barańczaka: projekt otwarty

Siła Barańczaka jako tłumacza była taka, że potrafił przekonać czytelników, żeby sięgali po kolejnych poetów. Siła Barańczaka jako tłumacza była taka, że potrafił przekonać czytelników, żeby sięgali po kolejnych poetów. Krzysztof Miller / Agencja Gazeta
Stanisław Barańczak stworzył wzorzec tłumacza – takiego, który nie powinien zgadzać się z poprzednikami. Dlaczego więc nikt nie potrafi podjąć jego wyzwania?
„Jak tłumaczyć humor Szekspira?” – zadaje Barańczak pytanie w tytule jednego z esejów.Piotr Janowski/Fotorzepa/Forum „Jak tłumaczyć humor Szekspira?” – zadaje Barańczak pytanie w tytule jednego z esejów.

Chciej wszystkiego – pisał Barańczak w jednym z wczesnych wierszy pt. „Pismo”. To chcenie wszystkiego mogłoby być również jego mottem jako tłumacza. „W ostatnim ćwierćwieczu spędziłem na tłumaczeniu wierszy prawdopodobnie więcej czasu niż na jakimkolwiek innym zajęciu, jeśli nie liczyć snu” („Ocalone w tłumaczeniu”).

Rozmach jego dzieła przekładowego jest niewiarygodny: od św. Jana od Krzyża po ee.cummingsa, od poetów metafizycznych po Beatlesów, od Mandelsztama po Dickinson, od poetów średniowiecznych po współczesnych, takich jak Larkin czy Merrill (antologia „Od Chaucera do Larkina”). Nie wspominając o Szekspirze ani o trenach Kochanowskiego, które przekładał na angielski.

Zdejmuję z półki kolejne tomy Biblioteczki Poetów Języka Angielskiego wydawnictwa Arka, potem Znaku i przypominam sobie, jak dużo się działo wokół każdej z tych książek. Lata 90. jawią się z dzisiejszej perspektywy jako czas niezwykły, kiedy powszechnie czytało się nowe przekłady poezji i o nich dyskutowało. Z Dickinson wypada bilet do Zamościa z 1995 r., z Larkina pocztówka z przepisanym wierszem. Wszystkie tomy zaczytane.

Siła Barańczaka jako tłumacza była taka, że potrafił przekonać czytelników, żeby sięgali po kolejnych poetów. Dlaczego? Bo to są najważniejsze nazwiska. Barańczak miał szalony pomysł, żeby przełożyć na polski wszystko, co w poezji języka angielskiego jest ważne. I go zrealizował. Sprawił też, że poeci, nawet ci zmarli kilkaset lat temu, mogli przemówić głosem człowieka współczesnego, kogoś z nas. Jak pisał: „Od ćwierć wieku jestem tłumaczem poezji – dosłownie – nałogowym: nie ma takiej pilnej pracy, zobowiązania czy terminu, o których nie potrafiłbym natychmiast zapomnieć, przeczytawszy w języku obcym jakiś znakomity wiersz, który »domaga się« ode mnie – tak mi się w mojej zarozumiałości wydaje – przekładu na język polski”.

Polityka 2.2015 (2991) z dnia 06.01.2015; Kultura; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Śmierć tłumacza"
Reklama