Cierpliwość śpiewaka
Najwybitniejszy polski tenor Piotr Beczała o swoich zawodowych planach
Dorota Szwarcman: – Rozmawiamy po najnowszej premierze w nowojorskiej Metropolitan Opera, której reżyserem po raz pierwszy w historii był Polak Mariusz Treliński: „Jolanty” Czajkowskiego, w której pan brał udział, i „Zamku Sinobrodego” Bartóka. Jak została ona przyjęta?
Piotr Beczała: – Bardzo dobrze. Nie jest to spektakl zbyt ekscentryczny jak na amerykańskie wymogi i wygląda na to, że publiczność wyszła z niego naprawdę zadowolona.
Przed panem nowości repertuarowe, jedna z nich sensacyjna. We wrześniu Christian Thielemann ogłosił, że w 2016 r. w Dreźnie zaśpiewa pan pod jego batutą po raz pierwszy rolę tytułową w „Lohengrinie”, w towarzystwie Anny Netrebko jako Elzy.
Tak, podpisałem już kontrakt. Zaczęliśmy rozmowy parę lat temu, przy okazji pierwszego mojego koncertu sylwestrowego w Dreźnie. Thielemannowi bardzo zależało, żebym zaśpiewał Lohengrina z nim, a jako że niezmiernie go szanuję jako dyrygenta i uważam za jednego z najlepszych obecnie na świecie interpretatorów muzyki Wagnera, to wziąłem tę propozycję bardzo poważnie. Spotkaliśmy się w zeszłym roku w Bayreuth, gdzie pracowaliśmy nad rolą, i zaowocowało to właśnie projektem w Dreźnie.
Thielemann wspominał też, że chciałby, by pan zaśpiewał również w Bayreuth.
Tak, otrzymaliśmy z Anną taką propozycję, ale ostatecznie stwierdziłem, że nie odpowiada mi kierunek, w jakim podąża ten festiwal. W zeszłym roku widziałem tam „Złoto Renu” i „Holendra tułacza”. To były słabe spektakle, które nie miały wiele wspólnego z tym, co stworzył Wagner.