Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Świat nagle posmutniał

Facebook
Mało który pisarz tak trafnie pisał o otaczającej rzeczywistości, a już chyba nikt nie potrafił tak celnie komentować jej absurdów.

Śmierć sir Terry’ego Pratchetta to jedno z tych wydarzeń, którego każdy się spodziewał, a które mimo to – gdy już się stanie – wprawia świat w osłupienie. Brytyjczyk był jednym z najpopularniejszych pisarzy na świecie, wielkim mistrzem literatury humorystycznej, z którym nikt inny równać się nie mógł (choć wielu próbowało). Gdy piszę te słowa, internet zalewany jest morzem wpisów, w których fani autora „Świata Dysku” opisują, jaki miał na nich wpływ, albo po prostu przeklejają ulubione cytaty z jego książek. Fanów tych jest zaś nieprzebrane morze.

Z czasów, gdy pracowałem w wydawnictwie Prószyński Media, które publikuje książki Pratchetta w Polsce, najlepiej wspominam okresy, gdy pojawiała się nowa powieść Brytyjczyka. Jeżeli premiera miała miejsce na targach książki, mogłem obserwować prawdziwe pielgrzymki miłośników jego prozy, którzy charakteryzowali się zakupami hurtowymi: z pojedynczymi egzemplarzami odchodzili nieliczni, większość zaczynała od nowości, a potem przegrzebywała targowe zapasy w poszukiwaniu tych tytułów, których jeszcze nie ma na półce. Nieważne, ile spakowało się książek Terry’ego Pratchetta, zawsze w końcu zaczynało ich brakować.

Kim byli ci wielbiciele humorystycznego fantasy? Mężczyźni i kobiety, nastoletni chłopcy i starsze panie, gimnazjaliści i doktorzy medycyny – niezwykle różnorodna grupa, której członkowie różnić się mogli pod niemalże każdym względem, a mimo to wszyscy jak Gwiazdki wyczekiwali kolejnej powieści swojego mistrza.

Gdy pytało się, czy lubią fantastykę, odpowiadali, że nie, absolutnie (niektórzy się krzywili). Zapytani o Pratchetta tłumaczyli, że to przecież żadne fantasy.

Reklama