Bał się płaczu dzieci i żywił tylko jajkami na twardo. Piero di Cosimo, renesansowy malarz z wyobraźnią surrealisty, który zmarł na dzień przed Niedzielą Palmową 1522 r., po blisko 500 latach doczekał się porządnej retrospektywy.
Wóz przeogromny i czarny, wymalowany w trupie czaszki i krzyże, zaprzęgnięty w woły, ciągnął ulicami Florencji, otwierając orszak Śmierci. Na wozie stała postać z kosą, wielka, lecz chuda jak chmielowa tyczka, wokół niej ustawiono groby, które na dźwięk trąb otwierały się, by wypuścić zmarłych. Na pożyczonych od rzeźnika, ledwo żywych koniach jechały kościotrupy, każdy w asyście pachołka z czarnym sztandarem. Florenccy mężowie, widząc ten agonalny pochód – puste oczodoły, odsłonięte żebra i paliki kończyn, a przede wszystkim gołe kości miednicowe, nieprzystojnie bielejące w blasku pochodni – zasłaniali oczy żonom, by chronić je przed ohydą.
Polityka
14.2015
(3003) z dnia 30.03.2015;
Kultura;
s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Malarz zagadek"