Dla jednych Angelina Jolie to seksowna bogini, kapryśna gwiazda, która z kusicielki przeobraziła się w ikonę macierzyństwa, wychowującą troje własnych i troje adoptowanych dzieci. Dla innych – aktywna działaczka polityczna, założycielka fundacji Jolie-Pitt ratującej głodujących w Darfurze, nazywana Matką Teresą z Hollywood. Od wielu lat regularnie przeznacza miliony dolarów na budowę ośrodków dla dzieci chorych na AIDS, m.in. w Etiopii, wspiera nieletnich uchodźców. Jest aktywistką ONZ, jeździ do Davos, spotyka się z przywódcami państw, odwiedza dziesiątki najbiedniejszych regionów przekonana, że zbawia świat niczym komiksowa supermanka Lara Croft.
Po prewencyjnej operacji, którą niedawno przeszła, onkolodzy stawiają ją za wzór wszystkim kobietom zagrożonym rakiem piersi. Z uwagi na wysokie ryzyko zachorowania na nowotwór zdecydowała się profilaktycznie usunąć piersi, a potem wyciąć jajniki oraz jajowody i, przełamując wstyd, podzielić się tą informacją m.in. na łamach „New York Timesa”. Dzięki nagłośnieniu jej decyzji wzrosła świadomość zapobiegania chorobie m.in. poprzez wykonywanie wczesnych badań i testów DNA.
Gdyby nie nazwisko Jolie w czołówce „Niezłomnego”, nikt by się pewnie nie domyślił, że to właśnie ona – symbol zmysłowej kobiecości – wyreżyserowała brutalny dramat, osnuty wokół losów olimpijskiego długodystansowca Louisa Zamperiniego w czasie drugiej wojny światowej. Nie dość, że temat typowo męski: rywalizacja sportowa, zażarta walka o przetrwanie na tratwie ratunkowej, terror i sadyzm w obozie jenieckim, to jeszcze realizacja zaskakująco śmiała, pełna rozmachu, z epickimi scenami na rozszalałym morzu i pokładzie ostrzeliwanego samolotu.