Czy (umiarkowany) sukces Moniki Kuszyńskiej w konkursie Eurowizji to triumf jej piosenki czy siły woli? Czy fakt, że fińscy Pertti Kurikan Nimipäivät przepadli w półfinale, oznacza, że Europa nie jest jeszcze gotowa na integrację, bo nie zaprosiła niepełnosprawnych do swojej muzycznej zabawy? A może wręcz przeciwnie – to dowód na to, że integracja działa doskonale, bo Finowie nie dostali punktów za swoje dysfunkcje (zespół Downa, autyzm), tylko najzwyczajniej w świecie ich punkowy łomot nie podobał się telewidzom? Afirmacja niepełnosprawności jest może lepsza niż wykluczanie, ale to jeszcze nie integracja.
Nie jak Rainman
Niepełnosprawność to doskonały materiał filmowy. Z jednej strony widok innego na ekranie budzi zrozumiałą ciekawość, z czego zrobił użytek już w 1932 r. Tod Browning, wykorzystując bohaterów swoich „Dziwolągów” do osiągnięcia komercyjnego sukcesu, ale i przełamując społeczne tabu, dowodząc, że bohater opowieści filmowej nie musi być sprawny i urodziwy. Z drugiej strony, niepełnosprawność to idealny składnik dramatycznej formuły: przeszkoda, z którą główny bohater musi sobie poradzić na drodze do umiarkowanego choćby happy endu. Wzruszaliśmy się więc losem bohaterów z „Rain-mana” i „Forresta Gumpa”, czerpaliśmy siły do walki ze swoimi, jakże błahymi problemami, obserwując losy sparaliżowanego bohatera „Mojej lewej stopy”, trzymaliśmy kciuki za szukającą szczęścia w miłości niesłyszącą bohaterkę „Dzieci gorszego Boga” i utożsamialiśmy się z pacjentami szpitala psychiatrycznego z „Lotu nad kukułczym gniazdem”. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich latach niepełnosprawnych widzimy na ekranach kin i telewizorów znacznie częściej.