O tym wieczorze organizatorzy powinni jak najszybciej zapomnieć. Bełkotliwo-górnolotne teksty padające ze sceny, patetyczne utwory. Nawet będący gwiazdą wieczoru włoski tenor Andrea Bocelli braki nadrabiał efekciarstwem. Mieszanka rozmachu i kiczu, zadęcia i braku smaku. Załóżmy jednak optymistycznie, że stadionowy popis artystyczny był ekscesem, a nie wizytówką tego, czym uraczy nas Wrocław w przyszłym roku.
Co więc nas czeka? Zacznijmy od tego, że ewoluująca programowa oferta ESK 2016 stanowi wypadkową wielu czynników. Dwa spośród nich wydają się najważniejsze: finansowy i personalny. Przypomnijmy, że autorem aplikacji, dzięki której Wrocław pokonał konkurentów, był filozof prof. Adam Chmielewski. Wydawało się oczywiste, że to on pokieruje Biurem ESK 2016, jednak prezydent miasta Rafał Dutkiewicz wolał, jak się nieoficjalnie mówiło, sternika mniej konfliktowego i potrafiącego, jego zdaniem, pokierować dużym zespołem. Wybór padł na duet Krzysztof Maj i Krzysztof Czyżewski – twórca cenionego ośrodka Pogranicze w Sejnach. Ten drugi miał się zająć programem artystycznym. Z czasem ostał się sam Maj, a w miejsce szefa artystycznego zostali powołani kuratorzy odpowiedzialni za poszczególne dziedziny sztuki.
W sprawach merytorycznych kuratorzy mają dużą samodzielność. Ale ostatnie słowo należy do prezydenta miasta. To on na przykład zadecydował o przeznaczeniu nagrody im. Meliny Mercouri na zakup kolekcji zdjęć Marilyn Monroe. I to on, a nie dyrektor generalny ESK, prowadził ostatnio konferencję prasową, na której zaprezentowano zmieniony program festiwalu. Ten ostatni przysłuchiwał się wszystkiemu z miejsc dla zaproszonej publiczności. Oczywiście wpływ Dutkiewicza i emanacja jego gustów odczuwalne być mogą tylko w sprawach najważniejszych.