Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Z piedestału do przemiału

Czy powstanie muzeum dawnych ilustracji

Paw stworzony przez Józefa Wilkonia do książki Agnieszki Wolny-Hamkało „Rzecz o tym, jak paw wpadł w staw”. Paw stworzony przez Józefa Wilkonia do książki Agnieszki Wolny-Hamkało „Rzecz o tym, jak paw wpadł w staw”. Wydawnictwo Hokus-Pokus
Oryginałami dawnych ilustracji z książek dla dzieci żadna instytucja kulturalna w Polsce się na poważnie nie interesuje. Może się to skończyć tak, że nie uratujemy już całej spuścizny polskich rysowników.
Tak Jan Marcin Szancer wyobrażał sobie Pana Kleksa Jana Brzechwy.EAST NEWS Tak Jan Marcin Szancer wyobrażał sobie Pana Kleksa Jana Brzechwy.

W Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania i wśród pracowników instytucji gromadzących polską sztukę krążą opowieści o archiwach polskich ilustratorów z PRL, ratowanych w ostatniej chwili ze skupów makulatury, przynoszonych z altanek śmietnikowych do muzeów. Choć nie ma dowodów, że ilustracje rzeczywiście kończą życie w zębach maszyn do rozdrabniania papieru, takie opowieści nie biorą się znikąd – prace artystów należących do polskiej szkoły ilustracji nie miały nigdy w kraju wystarczającej opieki.

Co więcej, oryginały rysunków książkowych są bodaj największą, silną, formacyjną i bardzo oryginalną dziedziną polskiej sztuki XX w., której dorobkiem ministerstwo ani duże instytucje kultury do tej pory się nie zainteresowały. Mimo że ceniona na świecie polska szkoła ilustracji pozostawiła po sobie spuściznę liczoną w dziesiątkach tysięcy oryginalnych rysunków.

Polska szkoła ilustracji istniała równolegle do polskiej szkoły filmowej i polskiej szkoły plakatu. W latach 50. stworzyli ją rysownicy znani już przed wojną, jak Jan Marcin Szancer czy Konstanty Sopoćko, i powojenni absolwenci szkół artystycznych, wśród których byli Bohdan Butenko czy Józef Wilkoń. Szkoła sięgała więc pośrednio po klasycyzujące, XIX-wieczne tradycje polskiej ilustracji, po zbuntowane, zafascynowane technicznym postępem i wielkomiejskim życiem rysunki futurystyczne, a także po młodą, skorą do eksperymentów siłę kreatywną. Lata 50. bardzo sprzyjały artystycznemu rozwojowi ilustratorów. Mogli pracować swobodnie, bo władza komunistyczna założyła, że ilustracja dla dzieci nie grozi antysystemową propagandą, a może nawet pomóc w edukacji estetycznej społeczeństwa.

Charakterystyczna kreska

Nasza ilustracja wyróżniała się na świecie bezpośrednim podejściem do czytelnika i inteligentną zabawą z tekstem.

Polityka 28.2015 (3017) z dnia 07.07.2015; Kultura; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Z piedestału do przemiału"
Reklama