Droga do Pogorzelca, miniaturowej wsi położonej na północny wschód od Lublina, wiedzie przez krajobrazy tak płaskie, że na moment można zapomnieć o istnieniu trzeciego wymiaru. Ten początek Podlasia wydaje się niemal doskonale wyludniony, bocianie gniazda na słupach elektrycznych widzimy chyba częściej niż domy. Kanały melioracyjne, w tym najdłuższy w Polsce Wieprz–Krzna, też już dawno opanowała natura, zarosły trawą i mułem. Miejscowa legenda mówi, że wieś swą nazwę zawdzięcza nieudanym zalotom Napoleona. Ponoć gdy ten wracał z kampanii rosyjskiej, zatrzymał się tam ze swoją armią, a w trakcie postoju zakochał się w miejscowej dziewczynie. W końcu, odrzucony, w złości spalił całą osadę. Trudno powiedzieć, ile w tym prawdy, ale Pogorzelec naprawdę wygląda, jak gdyby budowano go na zgliszczach. Zabudowa jest rzadka: kilka chałup, nieduże pole kukurydzy, obora przystosowana do chowu zamkniętego i sklep spożywczy, w którym sprzedaje się piwo i cukierki. Obok tego sklepu stoi jeszcze jeden domek z obórką. W środku mieści się coś nietypowego: jedyna w Polsce tłocznia płyt gramofonowych.
Wosk jak droga szutrowa
– Zawsze chciałem coś produkować. W dzieciństwie analizowałem budowę resoraków, frapowała mnie ich plastikowa forma – mówi Sebastian Buczek, artysta, konstruktor i właściciel pogorzeleckiej manufaktury płyt AltanovaPress. Jako chłopak zaczytywał się numerami „Młodego Technika”, samodzielnie budował latawce skrzynkowe, sterowane radiowo modele samolotów z silnikiem spalinowym. Mimo inżynierskiej smykałki wybrał studia artystyczne na katowickiej ASP. A może dzięki niej? – Fascynowała mnie możliwość łączenia nauki ze sztuką i techniką. Interesowałem się wynalazkami Leonarda da Vinci, architekturą renesansową opartą na studiach formy ludzkiej albo proporcjach dostrzeganych w naturze.