Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kultura

Jean Wędrowniczek

Jak ulubione plenery malarzy wpływały na ich sztukę

Auguste Bonheur, Arromanches, ok. 1862 r. Auguste Bonheur, Arromanches, ok. 1862 r. Association Peindre en Normandie
Co sprawiło, że malarstwo wyrwało się z pracowni i weszło między skały, na pola i do lasu? Warto sobie przypomnieć ten czas wyjścia w plener przy okazji wystawy „Malarze Normandii”.
Eugene Boudin, Łódki: nabrzeże podczas przypływu, ok. 1888-95 r.Association Peindre en Normandie Eugene Boudin, Łódki: nabrzeże podczas przypływu, ok. 1888-95 r.

Sama poznańska ekspozycja to typowy „gotowiec” objeżdżający różne kraje. W tym wypadku po to, by poprzez sztukę reklamować walory Normandii i – być może – zachęcić widzów do turystycznej wyprawy w ten rejon Francji. Trzeba jednak przyznać, że do kuszenia zabrano się fachowo, nęcąc nazwiskami tej miary, co Delacroix, Monet czy Renoir. Przy okazji jednak wystawa kieruje uwagę na jeden z największych fenomenów sztuki XIX w. – wybuch zainteresowania pejzażem i, co za tym idzie, malowanie w terenie.

Oczywiście pejzaże pojawiały się w malarstwie wcześniej, podobnie jak i twórcy podglądający bezpośrednio przyrodę. Zwykle jednak kończyło się na rysunkowych szkicach, które dopiero w zaciszu pracowni były przerabiane na pełnowartościowe obrazy. Dość zgodnie uznaje się, że pierwszeństwo w tworzeniu na wolnym powietrzu należy się angielskim malarzom pejzażowym, z Johnem Constable’em na czele. Historycy doszukali się nawet, że jedno z jego dzieł, „Budowa łodzi w pobliżu Flatford Mill” (1815 r.), w całości powstało na wolnym powietrzu, co wówczas stanowiło jeszcze precedens.

Zaczęło się od farb w tubkach

Dopiero dwa, wydawałoby się banalne, wynalazki z pierwszej połowy XIX w. na oścież otworzyły drzwi pracowni. I na dobre pozwoliły artystom bez ograniczeń cieszyć się malowaniem pod słońcem lub pod chmurką. Pierwszy to pomysł na pomieszczanie farb w tubkach: łatwych i lekkich w transporcie, możliwych do użycia w każdej chwili, a powstrzymujących wysychanie zawartości. A drugi, to lekkie przenośne sztalugi ze składanymi nóżkami i ze specjalnym pudełkiem na farby, przybory malarskie i płótna (papier). Ten ekwipunek sprawił, że bez szczególnej kondycji fizycznej (głodujący malarze często bywali lichego zdrowia) i bez obaw o nagłą zmianę pogody można było wędrować bezdrożami w poszukiwaniu najlepszego pejzażowego kadru.

Polityka 43.2015 (3032) z dnia 20.10.2015; Kultura; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Jean Wędrowniczek"
Reklama