Dokładnie znana jest data rewolucji w sposobie opowiadania w Polsce o przeszłości. Nastąpiła w 2004 r., wraz z otwarciem Muzeum Powstania Warszawskiego. Placówki bez ustawionych pod linijkę eksponatów (z obowiązkowym napisem „nie dotykać!”), rzędów identycznych gablot, bez mamroczących przewodników. Za to z wyrazistą, emocjonalną i interaktywną opowieścią o wydarzeniach sprzed lat. Kilka lat trwał wśród muzealników spór, czy tak wypada, czy wolno odrzucać zobiektywizowane, choćby i mdłe, sposoby prezentowania przeszłości na rzecz ekspozycyjnych fajerwerków, sterowania uczuciami, narzucania interpretacji. Zadecydowali widzowie. Natychmiastowy i gigantyczny sukces muzeum (dziś wśród przyjezdnych jest uważane za jedną z największych atrakcji miasta!) sprawił, że gwałtownie przybyło naśladowców.
Mocne wejście miał Kraków. W 2010 r. otwarto Fabrykę Schindlera oraz Podziemia Rynku. Oba nafaszerowane nowoczesnymi narzędziami oswajania widzów z przeszłością. W 2013 r. swe podwoje otworzyło Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, rok później Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, a w 2015 – Muzeum Śląskie w Katowicach oraz nieduże Muzeum Katyńskie w stolicy. Zaś dosłownie kilka tygodni temu – Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie. W najbliższym czasie martyrologiczny, muzealny boom czekać będzie przede wszystkim Gdańsk. Trwają (a właściwie ślimaczą się) prace nad Muzeum II Wojny Światowej. To projekt kojarzony z Donaldem Tuskiem, nic więc dziwnego, że nowa władza nie tylko patrzy nań niechętnym okiem, ale wręcz postanowiła go osłabić własnymi pomysłami: mającym powstać niemal po sąsiedzku Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 oraz Muzeum Piaśnicy (Wejherowo), poświęconym mordom na ludności Pomorza w 1939 r.