Na otwarciu wystawy poświęconej Ginczance w warszawskim Muzeum Literatury pojawiła się publiczność, która zazwyczaj chadza tylko do Muzeum Sztuki Nowoczesnej albo Zachęty. Ściągnęli ją tu artyści, którzy przygotowali prace specjalnie na tę ekspozycję – m.in. Aleksandra Waliszewska, Magdalena Moskwa, Aneta Grzeszykowska i Marta Deskur. – Od 25 lat Ginczanka wraca i wrócić nie może – mówi Agata Araszkiewicz, współkuratorka (razem z Sarmenem Beglarianem) wystawy. – Na naszej wystawie chcieliśmy pokazać, że Ginczanka jest, żyje w pracach artystów. Nie jest zombie, jest wpływowa i charyzmatyczna.
Rzeczywiście, Ginczanka zajmuje specyficzną pozycję w historii literatury – jest uznana, ale pozostaje poetką dla wtajemniczonych. Za życia ukazał się tylko jeden jej tomik, „O centaurach” – w 1936 r. Po wojnie pierwszy wybór jej wierszy przygotował Jan Śpiewak w 1953 r. (wznowiono go w 1980 r.). I dopiero po 1990 r. jej nazwisko pojawiało się częściej – przede wszystkim dzięki Izoldzie Kiec, która przygotowała wybór wierszy, potem monografię poetki. Wyborów wierszy było więcej. Szczególnie ciekawy jest pięknie wydany polsko-włoski zbiór przygotowany przez Alessandro Amentę. Zaś zupełnie niedawno ukazały się wszystkie utwory, które udało się odczytać z rękopisów i odnaleźć w prasie – szkoda tylko, że „Wiersze zebrane”, wydane przez Fundację Pogranicze w 2014 r., od razu stały się białym krukiem, tak mały był ich nakład.
Zuzanna i starcy
Niewiele po niej pozostało: trzy zeszyty z wierszami, album ze zdjęciami, jeden tomik, wycinki prasowe, karykatura Eryka Lipińskiego i jeden autoportret.