Pięć edycji to w sumie 371 zgłoszonych kandydatur oraz 25 realizacji z oficjalnym tytułem laureata. Te wyznaczają trendy i pokazują możliwości polskiej architektury. 15 spośród tych obiektów (60 proc.) powstało dzięki dotacjom z Unii Europejskiej. I są to bez wyjątku obiekty użyteczności publicznej, głównie w obszarze kultury. Owa kroplówka szczególnie widoczna jest w trzech ostatnich latach, gdy aż 11 na 15 realizacji (73 proc.) wsparły fundusze pomocowe. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że bez przelewów z Brukseli większość z nich nigdy by nie powstała, a nasz pejzaż architektoniczny byłby o wiele uboższy. Niektóre z tych realizacji – Cricoteka w Krakowie, Teatr Szekspirowski w Gdańsku, Muzeum POLIN w Warszawie czy Muzeum Śląskie w Katowicach – już dziś stały się wyrazistymi symbolami miast.
Co się stanie, gdy dotacji zabraknie, czyli już wkrótce? Odpowiedź jest prosta: zabraknie też obiektów spektakularnych, dużych, o niezwykłej architekturze. Musimy się pogodzić z faktem, że inwestycyjny boom na muzea, sale koncertowe, biblioteki, teatry itp. właśnie się kończy. Czy godnie zastąpi je budownictwo mieszkaniowe i biurowe? Nie wydaje się. Oczywiście powstawać będzie dużo eleganckiej, funkcjonalnej, estetycznej architektury, bo do takiej przyzwyczaili się już w Polsce inwestorzy, deweloperzy i użytkownicy. A architekci potrafią ją projektować. Ale na unikaty, które miałyby szansę powtórzyć sukces Filharmonii Szczecińskiej, nie ma co liczyć. Na ekstrawagancje nikt pieniędzy nie wyłoży równie hojnie, jak to czyniła UE. Ale może to i dobrze. Jest bowiem nadzieja, że zaczniemy większą uwagę zwracać na te elementy krajobrazu miejskiego, które dotychczas jakoś nam umykały.