Na nic wskazania GPS – Polska, choć tkwi w środku Europy, odpływa. Dokąd? Donikąd – tam, gdzie jej miejsce wskazał ponad sto lat temu Alfred Jarry w młodzieńczym dramacie „Ubu król”, pisząc „W Polsce, czyli nigdzie”. Figura strasznego króla Ubu i jego krainy zaczęła ostatnio powracać w zachodniej publicystyce. Ma pomóc zrozumieć, co się dzieje nie tylko w Polsce, lecz w całym tym dziwnym obszarze zwanym Europą Środkową lub Europą Wschodnią.
Nie chodzi przy tym jedynie o bieżącą politykę, o konkretne osoby sprawujące władzę, lecz o sprawy bardziej zasadnicze: jak to się stało, że Polska, prymus integracji ze strukturami Zachodu, zamieszkana przez najbardziej euroentuzjastyczne społeczeństwo, z dnia na dzień zaczęła wątpić w sensowność tego statusu? Jak to jest, że 27 lat po upadku komunizmu minister w Kancelarii Prezydenta mówi, by jednak przyznać, że Polacy mentalnie i kulturowo są na Wschodzie, a na Zachód zostali przesunięci po drugiej wojnie światowej za cenę swoistej lobotomii – utraty Kresów? To stwierdzenie, jeśli jest wyrazem sposobu myślenia nie tylko jednego ministra, lecz większej formacji, oznacza niemal kopernikański przewrót.
Postimperialne błoto i brud
Czy rzeczywiście dość już mamy orbitowania wokół zlokalizowanego na Zachodzie centrum świata i odlatujemy w kosmos? Nie warto o to pytać polityków, lecz książki – podpowiada Przemysław Czapliński, literaturoznawca z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, który w książkach szuka tego samego, co przedstawiciele nauk społecznych próbują odnaleźć w swych kwestionariuszach, wywiadach, statystykach. Chce zrozumieć, jak się zmienia społeczeństwo, i zakłada, że symptomy tej zmiany będzie można dostrzec przede wszystkim w owocach twórczej wyobraźni pisarek i pisarzy.