Film „Ostatnia Rodzina”, który powalczy o nagrody na festiwalu w Gdyni, zaczyna się i kończy monologiem malarza Zdzisława Beksińskiego. 70-letni pan zdradza zadziwiającą znajomość młodzieżowych gwiazdek początku ubiegłej dekady: aktorki Alicii Silverstone, modelki Lisy Boyle czy pewnej piosenkarki. To parafraza jego listu do marszanda Piotra Dmochowskiego, w którym czytamy: „Jutro zatem zawita w me progi podrasowana programowo Britney Spears i po dwugodzinnych torturach, przywiązawszy mi głowę do zlewu, poderżnie mi gardło rzeźnickim nożem i w agonii będę obserwować jak krew cieknie do zlewu. Już z góry się cieszę. Jest na co oczekiwać. Życie stało się piękne!”.
– Doszło do spełnienia fantazji, tylko że zamiast Alicii Silverstone przyszedł do niego syn „złotej rączki” – mówi scenarzysta Robert Bolesto. Na pomysł opowieści o rodzinie artysty wpadł jeszcze za życia malarza. Miała to być sztuka teatralna w duchu Witkacego, z dawką czarnego humoru, utrzymana w estetyce inspirowanej obrazami Mistrza. Historia nie układała się jednak aż do tragicznych wydarzeń z lutego 2005 r. – Moment, kiedy Zdzisław został zamordowany, przyciągnął mnie ponownie do tematu, pojawił się brakujący element. Morderstwo zadziałało metafizycznie, poczułem, że to niesamowita historia, z dotknięciem tajemnicy – wspomina Bolesto.
Tekst zamienił się w scenariusz filmowy, który trafił do finału prestiżowego konkursu Hartley-Merrill, w 2009 r. zdobył stypendium Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, lecz nie interesował producentów. Mogło to być związane z dość powszechną niechęcią do traktowania Zdzisława Beksińskiego jako poważnego malarza.