W swojej rodzinnej wsi, będąc już na emeryturze, uprawiał ziemniaki i bawiło go to niemal tak jak działania muzyczne. Te zresztą lubił nazywać jak twórczość ludową: rzeźbienie w dźwięku, dzierganie, robótki ręczne, wycinanki, wyklejanki, rękodzieło. Do swojej jedynej płyty z materiałem prapremierowym „ERdada”, wydanej dwa lata temu (pierwsze dwie litery to inicjały imienia i nazwiska, określenia dada nie trzeba tłumaczyć), w wydaniu de luxe opakowanym w pudełko od dawnych magnetofonowych taśm studyjnych, dołączył szczególny prezent: „naszyjnik” zrobiony z podsuszonego plasterka ziemniaka nanizanego na ścinek taśmy. Na takich ścinkach pracował całe życie. Również ostatnie utwory powstały w taki właśnie sposób, bez komputerów i samplerów, a tytułowa „ERdada” (poza tym na płycie są dzieła „Dzięcielina pałała”, „Memini tui” i „Elektrowyzwoliny”) została zmontowana w jeden dzień.
Przodek didżejów
Przez lata we współtworzonym przez niego Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia Rudnik współpracował z kompozytorami, w tym z Krzysztofem Pendereckim, Bogusławem Schaefferem, François-Bernardem Mâche’em i Arnem Nordheimem. Mawiał, że sam również został kompozytorem, ponieważ się nudził, kiedy nie miał „klientów”. Był ceniony w Europie, nagrodzony kilkakrotnie na Międzynarodowym Konkursie Muzyki Elektroakustycznej w Bourges (w tym najwyższą nagrodą Euphonie d’Or). Był też współzdobywcą najwyższej nagrody dla twórców w dziedzinie mediów elektronicznych – Prix Italia za legendarny baletowy film „Gry” z jego muzyką, w reżyserii Grzegorza Lasoty i choreografii Conrada Drzewieckiego.