Disco w czasach ostatecznych
Muniek Staszczyk o roli muzyki i rockmanów we współczesnym świecie
Mirosław Pęczak: – Będzie wojna?
Muniek Staszczyk: – Cynizm świata sugerowałby, że wojna nas w Europie nie dotknie, bo to się zwyczajnie nie opłaca, ale już przecież mamy wojnę za miedzą – wprawdzie pełzającą, ale jest. Swoją drogą coraz częściej słyszę to pytanie – od znajomych, moich rodziców, chłopaków z zespołu. W całym moim dojrzałym życiu takich pytań i tak często powtarzanych jeszcze nie było. Pewnie to się wiąże z przekazem masowych mediów, dla których wojna, sperma, krew to zawsze były duże atrakcje. No i wcześniej też były sytuacje zagrożenia, np. atak na WTC, ale myśleliśmy, że to gdzieś daleko, no i że szeryf Bush załatwi sprawę.
A teraz?
Jest zupełnie inaczej. Nie wiadomo, jak będzie. W Stanach wygrał Trump, na wschodzie mamy takiego trochę cara, trochę pierwszego sekretarza. Rosja wielkomocarstwowa kontra Ameryka rządzona przez gościa, po którym nie wiadomo, czego się spodziewać. Do napisania piosenki „Bum Kasandra” zainspirował mnie Maciek Majchrzak, ale miałem też sen o wojnie, takiej prawdziwej, okrutnej. Myślę, że powodem jest ta atmosfera niepokoju, strachu nawet. Nie chciałbym tego porównywać z sytuacją z końcówki lat 30., to były zupełnie inne czasy. Chociaż, kiedy myślę o tych dzisiejszych nastrojach, od razu pojawia mi się w głowie tamten witkacowski katastrofizm. Dla Witkacego to było zresztą nie tylko zagrożenie wojną, ale też koniec pewnego świata wartości. I dlatego chcieliśmy nagrać płytę z motywem „dance macabre, disco w czasach ostatecznych”.
Motyw apokalipsy, który pojawił się na nowej płycie T.Love, trochę przypomina poetykę piosenek rockowych z lat 80. Co się stało, że po znakomitym podwójnym albumie „Old Is Gold”, gdzie dominowały teksty o problemach egzystencjalnych, tu stajesz się komentatorem politycznym?