„Piękna i Bestia” bojkotowana przez homoseksualność jednej z postaci. Burza w szklance wody?
Co ciekawe, mowa o drugo-, a może nawet trzecioplanowym bohaterze – o Le Fou, czyli granym przez Josha Gada pomocniku czarnego charakteru Gastona (Luke Evans).
Na pierwszym planie widzowie zobaczą w pełni heteroseksualny związek pani Pięknej z panem Bestią (no, może jest w tym nieco tak jakby zoofilii/monstrofilii). Według zapowiedzi reżysera Billa Condona w trakcie blisko stu trzydziestu minut ekranowego czasu otrzymamy ledwie jedną „gejowską scenę”. Z dużą dozą pewności można zakładać, że nie będzie to scena stosunku czy choćby pocałunku.
Jednym z zadań sztuki jest naśladowanie życia
Burza w szklance wody. Tym bardziej że sam Condon jest homoseksualistą, więc raczej nie jest tak, że ktoś sobie kampanię marketingową wymyślił – w końcu jednym z zadań sztuki jest naśladowanie życia, zrozumiałe więc, że gej może uczynić jedną czy więcej postaci swojego filmu gejami. Koniec przedstawienia, rozejść się.
Z tym że chodzi o dzieci. Bo „Piękna i Bestia” to kino familijne. I chyba w Rosji jakoś przesadnie o swoje pociechy dbają, bronią ich m.in. przed „bezwstydną propagandą grzechu”, jak film Condona określił jeden z polityków, wzywając ministra kultury, by zablokował wyświetlanie „Pięknej…” jako łamiącej prawo dotyczącej homoseksualnej propagandy. Również w USA do końca kolorowo nie jest; właściciele jednego z kin w Alabamie na Facebooku wyjaśniali, że filmu nie pokażą, bo na pokazie nie mogliby im towarzyszyć Bóg ani Jezus.
Sęk w tym, że te same dzieci już lata temu usłyszały, że homoseksualistą był ukochany przez nich dyrektor Hogwartu Dumbledore, do ich uszu mogły też dotrzeć informacje, że gejem jest grający Gandalfa i Magneto Ian McKellen. Część z tych dzieci, z pewnością z pomocą „dzieci” nieco starszych, działa aktywnie w sieci w ramach akcji #GiveElsaaGirlfriend, promowanej hasztagiem na Twitterze, nakłaniającej Disneya, by w zbliżającym się filmie „Kraina lodu 2” jedna z głównych bohaterek okazała się lesbijką.
Zapatrzony w swojego szefa Le Fou nikogo więc raczej nie zszokuje, tym bardziej że recenzenci donoszą, że w sumie cały wątek do zapatrywania się wyłącznie sprowadza.
Niemniej premiera „Pięknej i Bestii” stała się areną toczącej się od lat walki między aktywistami LGBT a tymi, którzy chcieliby gejów, lesbijki, osoby transseksualne czy inne, według nich, „dewiacje” z kina i sztuki w ogóle wyrugować. Z treści dla dzieci zaś już obowiązkowo.
Ktoś, kto w kinie zobaczy homoseksualistę, sam przeistoczy się w geja?
Rzecz jasna i jedni, i drudzy mają na sumieniu własne grzechy. Ci pierwsi niekiedy aż za bardzo naciskają na twórców, niemalże obligując ich go wplatania wątków LGBT w swoje historie, co jest potem skrzętnie odnotowywane i przedstawiane w dorocznym raporcie. A przecież decyzje na tym polu muszą być suwerenne. Kropka.
Choć większą winę kładłbym tu jednak na barkach aktywistów antyhomo, których nie zadowoli żaden kompromis, dlatego oprotestowują wszystko, zadowalając się wyłącznie pełną blokadą. Że niby ktoś, kto w kinie zobaczy homoseksualistę, sam przeistoczy się w geja?
Film Billa Condona ich raczej nie pogodzi. Chyba tylko w tym, że ma potencjał, by wkurzyć i jednych, i drugich. Tych anty dlatego, że w ogóle gej się w nim pojawia, a tych ze środowisk LGBT z powodu sposobu przedstawienia tego wątku. Pierwsze recenzje sygnalizują, że do fabuły niespecjalnie cokolwiek wnosi, jest doczepiony jakby na siłę, już też pojawiają się głosy, że jeżeli już gej ma się pojawiać, to niekoniecznie jako przerysowana postać komiczna imieniem Le Fou, co z francuskiego oznaczać ma „szaleniec”.
Wygląda więc na to, że może nas czekać powtórka ze „Star Treka: W nieznane”, gdzie na siłę dorzucono wątek homoseksualizmu Hikaru Sulu, niejako w hołdzie dla grającego go przed laty George’a Takeia, geja, który jednak nie zareagował na taki gest zbyt entuzjastycznie, również zauważając jego wymuszony charakter.
Czy „Piękna i Bestia” zrewolucjonizuje kino?
A przecież można (według mnie nawet trzeba) umiejętnie wprowadzać do bajek i kina familijnego więcej różnorodności. We wspomnianej „Krainie lodu” Elsa i Anna radzą sobie doskonale same, bez mężczyzn ratujących je na każdym kroku, a zwycięża miłość sióstr. Podobnie w „Czarownicy” z Angeliną Jolie Śpiącą Królewnę przebudza pocałunek prawdziwej miłości, złożony jednak nie przez księcia, ale przez tytułową Maleficent, czyli przybraną matkę dziewczynki. Już przed laty Disney pokazał nam w animacji czarnoskórą księżniczkę, w tym roku w kinach oglądać mogliśmy „Vaianę: Skarb oceanu”. Czyli da się.
Nie musi przy tym chodzić o żadną propagandę. Chodzi właśnie o dzieci, których niektórzy chcą tak usilnie bronić, a które nie wszystkie są jednakowe. Różnorodność postaci to dla odbiorców różnorodność bohaterów, z którymi mogą się identyfikować – a przecież to podstawowy sposób odbioru historii przez chłopców i dziewczynki, co wie każdy rodzic, którego pociecha deklarowała, że od teraz nazywa się Superman, Batman czy Elsa.
„Piękna i Bestia” nie zrewolucjonizuje w tym względzie kina. Nie takie były też raczej ambicje Billa Condona. Wywołał jednak dyskusję – i dobrze, bo to nie jest temat, który należałoby zamieść pod dywan.