Dzień budzi się nad lasem. Słychać stukanie dzięcioła i widać, jak parująca rosa tworzy mgłę. Pozorną ciszę przerywa salwa karabinu. Wiele salw. Żołnierze, do tej pory przykryci kępkami trawy i listowiem, rzucają się do walki, a kamera skacze w konwulsyjnych podrygach. Cięcie, ujęcie obejmuje Tatry. Narrator recytuje z offu: żelazem trzciną/wolnym ogniem/określa się granice jego ciała, a dyskretny napis w dołu ekranu informuje, że to wiersz Zbigniewa Herberta „Przesłuchanie anioła”. Jeszcze czarna plansza z cytatem „Lepiej umrzeć, stojąc dumnie wyprostowanym, niż żyć na kolanach”, nie wiedzieć czemu przypisanym Jerzemu Narbuttowi, bo przecież to z Che Guevary. Przebitka na eksperta IPN zaczynającego opowieść o zgrupowaniu XYZ Żołnierzy Wyklętych. I tak przez cztery dni.
To oczywiście uproszczony i uśredniony opis filmu dokumentalnego prezentowanego na Festiwalu Niepokorni Niezłomni Wyklęci. Festiwalu, dodajmy, bardzo dobrze zorganizowanego. Cztery dni pokazów filmów dokumentalnych, paneli dyskusyjnych, koncertów, kiermaszów książek, a nawet pokaz mody, będący wbrew pozorom jednym z niewielu elementów budujących pozytywny obraz historii wśród młodzieży.
Patriotyzm Jutra zawieszony wczoraj
Dyrektorem i spiritus movens festiwalu jest od lat Arkadiusz Gołębiewski, operator i reżyser filmowy. Tematyką Żołnierzy Wyklętych zainteresował się 15 lat temu, czytał głównie o walkach toczących się na jego rodzinnym Mazowszu, w tym o spopularyzowanym przez film „Historia Roja”, a wtedy praktycznie nieznanym, Mieczysławie Dziemieszkiewiczu. W historiach Wyklętych widział gotowe scenariusze filmowe. To popchnęło go do zrealizowania własnego dokumentu – właściwie nie tyle o samym podziemiu niepodległościowym, ile o jego trudnej i wielowątkowej historii.