Mirosław Pęczak: – Dlaczego Hey zawiesza działalność?
Katarzyna Nosowska: – Od dłuższego czasu czuję, że muszę wyjść ze strefy komfortu, jaką jest dla nas zespół Hey, że chcę się przekonać, kim jest Kaśka – nie z Heya, po prostu Kaśka. Oczywiście to ryzykowne, ale czasami trzeba puścić linę asekuracyjną, by się przekonać, co będzie dalej. Jesteśmy w takim wieku, że to ostatni moment na tego typu próbę dla samego siebie. A co będzie dalej? Czas pokaże.
Tytuł publikowanego właśnie jubileuszowego podwójnego albumu Heya „CDN” z nowymi wersjami największych przebojów sygnalizuje raczej kontynuację. To trochę taka rekonstrukcja 25-letniej historii. Słuchając tych piosenek, zastanawiałem się, jak by wypadła ich konfrontacja z hipotetyczną składanką z kariery solowej Katarzyny Nosowskiej...
Nie potrafię odpowiedzieć, jak by wyglądała Nosowska bez Heya na tle Nosowskiej z Heyem, no bo jakie kryteria należałoby przy takim porównaniu przyjąć?
Takim kryterium mogłaby być, jak w przypadku „CDN”, reprezentatywność zamieszczonych na płycie utworów.
Byłoby to trudne, bo z tych sześciu płyt solowych dałoby się zebrać pewnie nie więcej niż ze trzy przeboje. To raczej nie jest „przebojowy” projekt. Wydaje mi się, że cechą charakterystyczną tych wypadów poza grupę Hey, w strefę „solową” – z cudzysłowem, bo zawsze potrzebowałam partnera do tej twórczości – było to, że mogłam pozwolić sobie na wszystko, bez zobowiązań, żadnych ślubów dotyczących np. stylistyki. To była przestrzeń, w której mogłam zrealizować każdą potrzebę artystyczną, spotkać się z każdym rodzajem muzyki, która w danym momencie była mi potrzebna. Więc byłby to chyba nieznośny album, ekstremalnie eklektyczny, co dla słuchacza musiałoby być niebywale uciążliwe.