Kultura

Smak wolności

Jak się zmieniało polskie kino przez ostatnie 25 lat

„Ida” Pawła Pawlikowskiego – jedyny polski Oscar za film fabularny w kategorii nieanglojęzycznej. „Ida” Pawła Pawlikowskiego – jedyny polski Oscar za film fabularny w kategorii nieanglojęzycznej. Solopan
W minionym 25-leciu rozliczaliśmy w kinie PRL, jednocześnie próbując pokazać, że polskie kino może się liczyć w obiegu światowej kultury popularnej. Bilans – wbrew głosom malkontentów – wydaje się dobry.
„33 sceny z życia” Małgorzaty SzumowskiejAnna Włoch/materiały prasowe „33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej

Największym osiągnięciem początkowego etapu transformacji wydaje się to, że w ogóle kręciliśmy filmy. A przestawianie kinematografii z socjalistycznej na wolnorynkową groziło przerwaniem ciągłości produkcji. Sytuacja nie była tak zła jak u Czechów, gdzie powstawał zaledwie jeden film rocznie, albo w Rumunii, gdzie produkcja całkiem stanęła, niemniej liczba realizowanych filmów fabularnych systematycznie spadała, aby na początku XXI w., przy dotychczasowej średniej wynoszącej ok. 25–30 tytułów, rocznie zejść poniżej 10. Dopiero powstanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w 2005 r. ustabilizowało sytuację i dzięki całościowej reformie systemu finansowania pozwoliło odbić się od dna i wyjść na prostą.

Polska zmieniała się w błyskawicznym tempie. Rodziły się zawrotne fortuny, szalała mafia, pojawiali się szemrani politycy gotowi ujawniać kompromitujące dokumenty, zamykano stocznie, upadały autorytety, a filmowcy wciąż nie potrafili odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania. O czym mają kręcić? Co dalej z misyjnością naszego kina? Jak konkurować z hollywoodzkimi blockbusterami? I czy w ogóle młoda widownia wychowana w latach 80. na amerykańskiej popkulturze zechce zainteresować się rodzimą produkcją, traktowaną przez nią jako towar zdecydowanie gorszego sortu. Te pytania zadawał wtedy na łamach POLITYKI Zdzisław Pietrasik. Można dziś na nie odpowiedzieć.

Rozliczyć przeszłość

Starszemu pokoleniu filmowców przesiąkniętemu ideałami kina moralnego niepokoju oraz Szkoły Polskiej wydawało się, że wystarczy kontynuować to, co do tej pory. Czyli zająć pozycję patrzącego z góry autora i potrząsać sumieniami jak nieodżałowanej pamięci Krzysztof Kieślowski (w tym roku mija 25 lat od premiery „Czerwonego” – jego ostatniej fabuły).

Polityka 45.2017 (3135) z dnia 07.11.2017; Kultura; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Smak wolności"
Reklama