Rozciągać ramy przyzwoitości
Piotr Domalewski dla „Polityki”: To mnie w sztuce fascynuje najbardziej
Janusz Wróblewski: – Gratulując panu wspaniałego filmu i zwycięstwa w Gdyni, warto przypomnieć wyjątkowe okoliczności powstania „Cichej nocy”. Niewiele brakowało, by do tej produkcji nie doszło.
Piotr Domalewski: – Scenariusz „Cichej nocy” został skierowany przez ekspertów PISF do poprawek, czyli odmówiono nam dofinansowania przy pierwszym podejściu. Główne wątpliwości komisji dotyczyły tego, czy widz polubi bohaterów, którzy na poziomie scenariusza wydawali się podłymi i złymi ludźmi. Jednak dzięki wsparciu Studia Munka, Canal+ i Warmińsko-Mazurskiego Funduszu Filmowego mogliśmy rozpocząć zdjęcia do filmu. Niedługo po tym otrzymaliśmy decyzję o przyznaniu dotacji z PISF w ramach kolejnej sesji. Dalej było już z górki.
Żaden z pana bohaterów nie jest stuprocentowo negatywny ani przesadnie wyrachowany, więc skąd te zarzuty?
Kompletując obsadę, wiedziałem, jakich aktorów potrzebuję. Ani przez chwilę nie miałem obaw, że zagrają ludzi, między którymi brakuje ciepła i bliskości. Fabuła oparta na dialogu też nie wydaje się przesadnie skomplikowana. Opowiada o zasiadającej do świątecznego stołu tradycyjnej, religijnej rodzinie uwikłanej w problemy życia codziennego. Ktoś wraca z zagranicy, zastanawia się, czy chce żyć tu czy tam. Mimo wszystko wziąłem uwagi ekspertów mocno do siebie, potraktowałem je jako ostrzeżenie. Może dzięki temu powstał lepszy film, niż gdybym niczego takiego nie usłyszał.
Temat emigracji zarobkowej Polaków po 1989 r. i tożsamości tych, co wyjechali, właściwie nie istnieje w naszym kinie. Co pana do niego przyciągnęło?
Bardzo delikatnie do tego podeszliśmy, koncentrując się na różnicach charakterów i relacjach wewnątrzrodzinnych. A może faktycznie przydałby się jakiś mocniejszy obraz?